~ Chciałabym, aby skomentowała każda osoba, która przeczyta ten rozdział. Chcę wiedzieć ile was jest ~
Obudziło mnie delikatne, aczkolwiek przyjemne łaskotanie w
okolicach karku. Zmarszczyłam brwi, ponieważ czułam ewidentnie niewyspanie i
przeszywające moje ciało zmęczenie dniem wczorajszym. Ale chwila moment, co tak
właściwie się zdarzyło, czym jestem tak wykończona?
W ciągu sekundy odzyskałam świadomość, lecz nie zamierzałam rozchylić powiek.
Nie bałam się widoku, który ujrzę po otworzeniu oczu, lecz reakcji mojego
towarzysza, jaka mogła po tym nastąpić.
- Wiem, że już nie śpisz. – Usłyszałam męski, zachrypnięty głos, po czym
mimowolnie na moich ustach pojawił się szczery uśmiech. Przewróciłam się na
drugi bok i po raz pierwszy tego dnia spojrzałam w ślepia mężczyzny, który
leżał obok mnie.
- Sądziłam, że jeszcze się nie obudziłeś. – Opuszkami palców przejechałam po
jego twarzy, a zaraz po tym zorientowałam się, że oboje leżymy zupełnie nadzy,
okryci jedynie kocem, który nie wiadomo skąd się tam wziął.
Momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej, okrywając przy tym skrawkiem
materiału mój biust.
- Coś nie tak? – Harry wziął ze mnie przykład, po czym opiekuńczo objął mnie
ramieniem. Spuściłam głowę, a moje usta kolejny raz wygięły się w uśmiech.
- Właśnie wszystko jest w porządku i to mnie trochę martwi.
- Martwi? – Zapytał z ewidentnym zagubieniem w głosie.
- Pierwszy raz od X czasu mimowolnie się uśmiecham. Prawdę mówiąc to sądziłam,
że już do końca życia będą ciągnęły się za mną jedynie pasma niepowodzeń. –
Chłopak zaśmiał się cicho.
- Śmieszy Cię to? – Wzburzyłam się, a on rozłożył ręce w geście kapitulacji,
dzięki czemu na ziemię zsunął się koc, ukazując przy tym idealnie wyrzeźbiony
tors. Starałam się na niego nie spojrzeć, lecz jak zwykle, zrobiłam to wbrew
mojej woli.
- W żadnym wypadku. – Tłumaczył się. – Po prostu brzmisz tak… irracjonalnie. –
Przekrzywiłam głowę uważniej mu się przysłuchując.– Teraz, kiedy jak sama
stwierdziłaś, nie potrafisz przestać się uśmiechać, sądzisz, że jest to
niepokojące. Przestań rozpamiętywać stare dzieje i ciesz się chwilą. Zobaczysz,
gdy zaczniesz się do tego stosować, Twoje życie zacznie wydawać się inne… Lepsze.
– Po tych słowach przygryzłam dolną wargę, dogłębniej zastanawiając się nad ich
słusznością. Nagle Styles nachylił się nade mną i delikatne ucałował w skroń.
- Masz mnie. – Szepnął wprost do ucha, a moje ciało przeszedł przyjemny
dreszcz. – A teraz wypadałoby wrócić do reszty. Zapewne się martwią naszą
nieobecnością. – Stwierdził i począł naciągać na siebie ubrania, które
wczorajszego wieczoru zostały rozrzucone po plaży.
- Nie chcę tam wracać… - Jęknęłam, po czym wzięłam z niego przykład i nasunęłam
na siebie bieliznę.
- Ale musisz… Przynajmniej coś zjeść. Przecież nikt nie zmusza Cię do tego by
spędzać czas w ich towarzystwie. W gruncie rzeczy to możemy ten weekend spędzić
razem. Pokażę Ci okolicę – Chłopak uśmiechnął się i podał mi moją spódnicę,
którą zauważył pod swoimi stopami.
- Po prostu nie chcę żadnych spięć między mną, Nikki a Zaynem.
- Nikki też maczała w tym palce?
- Najwyraźniej. Niby robiła to pod jego przymusem, ale liczy się fakt, że się
tego podjęła. – Wzięłam do ręki bluzkę i zaczęłam się jej bacznie przyglądać. –
Dlatego też nie mam pokoju, w którym mogłabym spać.
- O to się nie martw. Louis nie będzie miał nic przeciwko temu, abyś zamieszkała
razem z nami. I tak mamy jedno łóżko na zbyciu. – Wzruszyłam jedynie ramionami,
po czym rozłożyłam koszulkę i momentalnie wybuchłam głośnym śmiechem. Lokaty
spojrzał na mnie jak na wariatkę, a ja jedynie pokazałam mu porwany cały jej
tył.
- Serio Styles? Serio?! – Nie mogłam powstrzymać chichotu.
- I co teraz? – Zapytał przez śmiech.
- No chyba jestem zmuszona wrócić do domku w samym biustonoszu. I tak jest
ciepło. – Puściłam do niego oczko, a ten rozpiął guziki swojej koszuli i
zarzucił mi ją na ramiona.
Przystanęłam na palcach i ucałowałam jego policzek, a zaraz po tym odwróciłam
głowę w bok i poczęłam przyglądać się spokojnej wodzie, która nawet nie
drgnęła, ponieważ zupełnie nie było wiatru.
- Harry? – Zapytałam z ewidentnym zakłopotaniem, kiedy chłopak bawił się
kosmykiem moich potarganych blond włosów.
Cholernie bałam się zadać mu to jedno proste, aczkolwiek nurtujące mnie pytanie.
Nie wiedziałam jakiej reakcji się spodziewać, a co więcej odpowiedzi.
Westchnęłam ciężko i przełknęłam ogromną gulę w moim gardle. – Te słowa…
- Tak, kocham Cię. – Przerwał, a mi aż ugięły się kolana i aby nie upaść
przytrzymałam się jego podkoszulka, który miał w zwyczaju nosić pod wszelkiego
rodzaju koszulami.
- Jestem aż tak przewidywalna? – Zachichotałam.
- Nie, po prostu skądś wiedziałem, że padnie to pytanie. Więc postanowiłem Cię
wyprzedzić. – Uśmiechnął się szeroko, dzięki czemu na jego twarzy uwydatniły
się tak rozbrajające mnie dołeczki.
- Jesteś niemożliwy. – Zarzuciłam ręce na jego szyi i przyciągnęłam go do
siebie na tyle, aby móc swobodnie wpić się w jego malinowe usta.
- Dlatego pasujemy do siebie jak ulał. – Wycedził przez pocałunek, po czym
chwycił mnie za dłoń, splótł palce i ruszył ścieżką, którą tutaj przybyliśmy.
Błądziliśmy po krętych ścieżkach wygłupiając się i śmiejąc przy tym w głos.
Przez cały ten czas zastanawiałam się, jakim cudem nocą dotarłam na plażę. W
dodatku tak szybko.
Żałowałam jedynie, że nie zabrałam ze sobą mojej lustrzanki, ponieważ do czasu
powrotu do domku Dani, miałabym masę komicznych, a zarazem przeuroczych zdjęć
mojego chłopaka. Tak, chłopaka. Trochę dziwnie to brzmi i nie mogę się
przyzwyczaić, lecz jak to on powiedział, „To tylko kwestia czasu.”
Gdy tylko stanęliśmy naprzeciwko drzwi wejściowych, poczułam jak mój żołądek
podchodzi do gardła, a złość roście z każdą minioną sekundą. Wiedziałam, że za
kawałkiem drewna siedzą ludzie, z którymi nie chcę rozmawiać i zapewne wybuchnie
jedna, wielka awantura, czym tylko zepsuję sobie i Harry’emu dzień.
- Pamiętaj, nie zwracaj uwagi, idź od razu na pierwsze piętro, w pierwsze drzwi
na prawo. Ja za moment przyniosę Ci walizkę i coś do jedzenia.
- Dziękuję.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć. – Musnął moje usta, po czym otworzył przede
mną wejście. Ruszyłam jako pierwsza i ni stąd ni zowąd drogę zagrodziła mi Nikola
ze łzami w oczach.
- Dzięki Bogu jesteś. Tak bardzo się o Ciebie martwiłam. Wszystko w porządku? –
Zasypywała mnie pytaniami, a ja z całej siły ścisnęłam dłoń Stylesa. Możliwe
też, że zostawiłam na niej ślady moich paznokci.
- Po pierwsze, Harry’emu też nic nie jest, bo jakbyś nie zauważyła on również
zniknął na całą noc i całe szczęście wrócił razem ze mną. A po drugie zejdź mi
z drogi, nie mam ochoty na Ciebie patrzeć.
- Laura proszę, nie bądź taka…
- Powiedziałam zejdź mi z drogi! – Zdecydowanie podniosłam ton głosu i w tym
samym momencie z kanapy podniósł się rozgoryczony Zayn.
- Odpuść jej. Przecież to moja wina, ja jej kazałem kłamać i trzymać język za
zębami, bo miałem na nią haka, którego mogłem użyć przeciwko niej. Tak,
szantażowałem Twoją przyjaciółkę, więc jedyną osobą, na którą masz prawo
krzyczeć i rzucać się z pięściami jestem ja – nikt inny. – Zszokowana jego
słowami spojrzałam najpierw na Nicole, a potem na jego zakłamaną twarz.
- Aha, czyli jest tego więcej. Dobrze wiedzieć. – Rzuciłam, a Harry stanął
pomiędzy mną a tamtą dwójką.
- Dobra, dosyć tego. – Uspakajał. – Louis! – Krzyknął, a chłopak niewzruszony
zaistniałą sytuacją wynurzył łeb z łazienki ze szczoteczką w zębach. – Może Laura
tę ostatnią noc spędzić w naszym pokoju?
- Jasne, nie ma problemu. – Przez zgromadzoną w jego ustach pastę do zębów,
ledwo zrozumiałam co powiedział, lecz gestykulacja i mimika twarzy mówiły same
za siebie.
Lokaty chwycił za moją niewielką walizkę, która stała w przejściu i pociągnął
mnie na górę.
Nie zważając na to, którego z chłopaków jest łóżko, po prostu opadłam na nie
ciężko, chowając twarz w poduszkę. Po zapachu perfum stwierdziłam, iż jest ono
Tomlinsona.
- On chyba ochujał… - Usłyszałam
rozzłoszczony głos mojego chłopaka.
- Wyjedźmy stąd. – Wycedziłam w pościel.
- Chciałbym, ale niestety przyjechaliśmy tu jedynym, wielkim vanem, więc
jesteśmy zmuszeni zostać tu do jutra wieczora.
Nagle poczułam jak wszystkie moje wnętrzności podchodzą mi do przełyku. I nie
było to spowodowane stresem czy poirytowaniem. Dosłownie w ciągu sekundy
zerwałam się z łóżka i pobiegłam wprost do łazienki, która znajdowała się za
drzwiami pokoju. Rzuciłam się na kolana i zwymiotowałam wprost do muszli
klozetowej. Jednym, sprawnym ruchem, zagarnęłam wszystkie włosy do tyłu i
trzymałam je w żelaznym uścisku tak, aby ich nie wybrudzić.
Do ubikacji wpadł przerażony Harry.
- Wszystko w porządku? – Pytał, jakby mój widok nie był oczywisty.
- Przepraszam, chyba ubrudziłam Ci koszulę. – Wydusiłam z siebie, opierając się
ręką o plastikową nasadkę.
- Pieprzyć moją koszulę. Pytanie brzmi, co Ci jest?!
- Może się czymś przytrułam…
- Przecież nic nie jadłaś…
- No to może to na polu nerwowym, nie wiem… Muszę się wykąpać. – Gdybałam, a
zaraz po tym podniosłam się, spuściłam
wodę w sedesie i wytarłam usta chusteczką, którą wyciągnęłam z niewielkiego
pudełka leżącego przy lustrze.
Lokaty jedynie pokręcił głową. Wiedziałam, że tak łatwo nie da mi spokoju.
Chociaż co ja mogłam, skoro sama nie wiedziałam co mi się stało.
*~*
No i jest rozdział 18 :)
Jeszcze jeden i KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.
Ale spokojnie, od razu pojawi się zwiastun drugiej, potem zmiana wyglądu bloga i zacznę część drugą :)
No i standardowo czekam na min. 20 komentarzy :)
Xx. Tomlinsonowa.