niedziela, 28 kwietnia 2013

Chapter 9th

Z impetem trzasnąwszy drzwiami poczęłam nerwowo wyrzucać ze swojej torebki wszelkie bezużyteczne klamoty w poszukiwaniu tej jednej, jedynej rzeczy, która w tym momencie mogła mnie uspokoić. Wszystko lądowało na szarych kostkach chodnika. Uznałam, że nie ma sensu bawić się w przekładanie, układanie i wykładanie, skoro mogę to całe badziewie wypieprzyć na ziemię. Tak na marginesie to nigdy nie pojmowałam w jakim celu trzymam te śmieci. No ale w końcu przyszedł ich kres, a każdy pretekst jest dobry by się ich pozbyć. W momencie gdy znalazłam to, czego szukałam szczerze powiedziawszy, ulżyło mi. Z małej, prostokątnej paczuszki wyjęłam jednego papierosa, który dosłownie za sekundę znalazł się w moich podkreślonych krwisto-czerwoną szminką ustach, po czym podsunęłam pod niego zapalniczkę i najzwyczajniej w świecie go odpaliłam zaciągając się przy tym jego kojącymi substancjami. Zaciągałam się raz po razie dusząc cały dym w płucach unosząc przy tym głowę ku górze. Czułam jak całe ciśnienie we mnie opada, a moja głowa uwalnia się od nadmiaru niepotrzebnych myśli. Nurtowało mnie tylko pewne pytanie. A mianowicie dlaczego taka dziwna osóbka jak Harry tak bardzo zszarpał mi nerwy ? Nie byłam w stanie tego zrozumieć, przyjąć do wiadomości, że człowiek, którego znam zaledwie 4 dni już był w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. To było wręcz niedorzeczne.

Wiedziałam, że bezpieczniej dla mnie i dla reszty będzie jak nie pojawię się w ich domu, ale z rodziną Zayn’a nie wygrasz. Choćbyś niewiadomo jak się upierała czy broniła to i tak Ci się nie uda. Nie ma szans.
W tym samym momencie doszły mnie słuchy dźwięku otwieranych drzwi, a raczej skrzypienie nienaoliwionych zawiasów, ale mniejsza o większość. Odruchowo odwróciłam się w ich stronę i nie ujrzałam tam nikogo innego jak samego Malik’a. Przewróciłam oczami, bo doskonale wiedziałam w jakim celu wyłonił się z domu, po czym z moich warg wyleciał gęsty kłębek dymu nikotynowego, a mi na chwilę zakręciło się w głowie od jego nadmiaru.
- Czy ja o czymś nie wiem ? – zapytał zdezorientowany, gdy stanął naprzeciw mojej osoby.
- A powinieneś ? – rzuciłam beznamiętnie.
- No Twoje zachowanie było nie na miejscu. – stwierdził, odpalając czerwonego Malboro.
- A przepraszam bardzo, czy ja kiedykolwiek deklarowałam się mówić Tobie o wszystkim ? – Już chłopak otworzył usta w celu wydobycia z siebie jakichkolwiek dźwięków, lecz go bezczelnie wyprzedziłam. – Nie przypominam sobie. A po drugie to moje zachowanie było nie fair, tak ? A ten gnojek jak mniemam jest niewinny i może pozwolić sobie na wszystko ?!
- On nie urządza scen.
- Żebyś się nie przeliczył. – Poczułam jak wraca do mnie cała złość i rozgoryczenie zwłaszcza, że sądziłam, że chociaż Zayn okaże się być na tyle wyrozumiałym i stanie po mojej stronie.
- Zmieniłaś się Laura… - powiedział już znacznie ciszej.
- No widzisz… Jednak trzy lata zmieniają człowieka. Z resztą nie na co dzień traci się wszystkich bliskich na raz i zostaje się na świecie samemu jak palec.
- To może zamiast krzyku, porozmawiamy jak normalni ludzie ? – zapytał, a w jego oczach pojawiła się pojedyncza iskierka nadziei.
- Ja już nie należę do tych normalnych Zayn, nic w moim życiu już nie jest typowe. – przyznałam a w tym samym momencie wyrzuciłam kiepa na ziemię i go przydeptałam. – A teraz pozwól, ale chcę zostać sama.
Najwyraźniej Mulat mnie zrozumiał, ponieważ już nie odezwał się ani słowem i po prostu pozwolił mi iść przed siebie, za co mimo wszystko byłam mu w tym momencie wdzięczna.

Tak naprawdę dopiero śmierć rodziców otworzyła mi oczy na pewne rzeczy i jak się okazało fakty na temat drugiego człowieka. Teraz jedynie się w tym utwierdzałam. Sądziłam, że twardo stąpam po ziemi i już nic nie jest mi straszne, lecz nie jestem w stanie uniknąć chwil załamania. Zwłaszcza po takiej traumie. Jak to powtarzał mój psycholog: Każdy nowy dzień rodzi nowe paranoje i nie wiadomo jak bardzo byśmy się nie starali to nie damy rady cały czas patrzeć przez różowe okulary. Fakt faktem wiele mu zawdzięczam, ponieważ to dzięki niemu w dalszym ciągu nie zrobiłam sobie krzywdy, ale na moje nieszczęście nie uwolnię się od takich dni jak dzisiaj…

W momencie gdy Zayn zniknął mi z zasięgu wzroku miałam dziwne wrażenie, że czas stanął w miejscu, a ja po prostu lunatykuję. Pragnęłam się obudzić i mknąć przed siebie, lecz zdałam sobie sprawę z tego, że muszę przez to przejść.
Wszystko zaczęło powracać – niczym bumerang wspomnień. Do chwili obecnej prześladują mnie okrutne obrazy z tamtego dnia. Bywają noce, kiedy mi się po prostu śnią. Ale nie są to byle jakie sny. Są tak realne, że budząc się cała zalana potem i zapłakana nie wiem czy to był jedynie koszmar czy przechodziłam to raz jeszcze. Czasami już nie odróżniam jawy od snu. Nic dziwnego. W końcu to moja wina… Tak, to ja pozbawiłam życia dwóch niewinnych, a przede wszystkim bliskich mi osób. To moja bezmyślność i bezczelność doprowadziła do tego… To ja powinnam zginąć – nie oni.
Zapewne teraz powinnam wiedzieć wystarczająco dużo o stracie najbliższych, by zdać sobie sprawę z tego, że nie można przestać za kimś tęsknić – można po prostu nauczyć się żyć z tą ogromną, niekończącą się pustką w sercu, której w żaden możliwy sposób nie da się wypełnić. Po prostu nie ma takiej opcji… 

Tamtego dnia rodzice postanowili swój wolny czas od pracy wykorzystać dosyć rodzinnie. Tak naprawdę bez mojej wiedzy zaplanowali wspólny wyjazd na weekend do domku letniskowego, który udostępnił nam dobry znajomy taty. Ja oczywiście byłam obrażona na cały świat i z racji tej, iż musiałam wrócić o bodajże dwa tygodnie wcześniej do kraju niż to sobie wymarzyłam zorganizowałam bunt. Lecz długo on nie potrwał, ponieważ nie miałam innego wyboru jak się im podpasować. Ogólnie rzecz biorąc wyjeżdżaliśmy w dosyć napiętej atmosferze. W duszy modliłam się aby ta wycieczka już dobiegła końca.
Do cna zirytowana schyliłam się i chwyciłam za swój podręczny plecak mając na celu jedynie napisać tego jednego, sms’a do Zayn’a, w treści opisując to, jak cholernie za nim tęsknię, i że postaram się wrócić w następne wakacje. Przekładając masę bezużytecznych rzeczy zorientowałam się jednak, że zapomniałam zabrać ze sobą swojego telefonu i najzwyczajniej w świecie został on na biurku, tuż obok laptopa.
- Tato, zawróć samochód. – przerwałam raptownie wypełniającą wnętrze samochodu ciszę.
- Ile razy mamy Ci powtarzać, że nie ma mowy byś została sama w domu i jedziesz z nami ?! – odezwała się mama.
- Oj, ale co to ma do rzeczy ?! Zostawiłam w domu komórkę !
- Po pierwsze: nie tym tonem, a po drugie przejechaliśmy już dobre 10 km, więc nie ma sensu marnować paliwa, a ty obejdziesz się te dwa dni bez telefonu. – stwierdził tata.
- Nie prawda ! Muszę mieć jakiś kontakt z Nikolą i Zayn’em !
- Nie przesadzaj Laura, to tylko weekend.
- Dla mnie to ponadto !
- Czy Tobie kiedykolwiek da się dotrzeć do rozumu ?! – warknął przez zaciśnięte zęby i zaczął kręcić kierownicą w lewą stronę ewidentnie rozpoczynając zawracanie, co mnie niezmiernie ucieszyło, a zarazem uświadomiło, że po raz kolejny wygrałam.
Potem nie pamiętam już praktycznie nic. Jedynie gdzieniegdzie przebłyski takie jak przeraźliwy krzyk mamy, pisk opon, okropny ból w okolicach żeber, a potem pustka, totalna otchłań nicości…
W oddali dostrzegłam migoczące światła, na tyle jaskrawe by potrafiły utrzymać mnie w świadomości tego, że jeszcze żyję. Starałam się walczyć o przytomność i wkładałam w to tyle sił, ile mi pozostało. Doskonale wiedziałam czym chwilowe przymknięcie powiek może się skończyć. Miałam ochotę rozedrzeć gardło, lecz struny głosowe odmówiły mi posłuszeństwa. Jedyne co udało mi się zrobić, to kaszlnąć, czego po chwili pożałowałam z racji tej, iż zaczęłam dławić się własną krwią.
- Tam ktoś jest ! Jeszcze żyje ! – Miałam wrażenie, że ktoś krzyczy wprost do mojego ucha. Zmarszczyłam brwi, ponieważ ból był wręcz nie do wytrzymania. Nagle poczułam czyjeś silne dłonie na moich barkach i talii. Zaczęłam się wić jak opętana, a przynajmniej tak mi się wydawało, a zaraz po tym zostałam unieruchomiona w okolicach kończyn i karku. Anemicznie zwróciłam swój wzrok w stronę, z której mnie niesiono. Dostrzegłam nasze zmasakrowane auto, doszczętnie wgniecione z jego prawej strony. Pojedyncze części rozniosło po całej autostradzie.
- Mamo… Tato… - wyszeptałam po raz kolejny dławiąc się własną krwią.
Kolejną rzeczą jaką zobaczyłam była niewielka maska, która wylądowała na mojej twarzy. Walczyłam o to, by nie zasnąć. - Nie teraz, błagam… - modliłam się w myślach. Nie mogłam zostawić rodziców, chciałam by ich jak najszybciej ratowali. Przecież nie mogłam bez nich funkcjonować. - Proszę was, nie zasypiajcie beze mnie…

Ból, który rozchodził się po moim ciele był nie do zniesienia, czułam jak coś obcego, jakieś obce ciało rozprzestrzenia się po moim organizmie. Czułam jak wszystkie mięśnie budzą się do życia. Doskonale wiedziałam, że chciałyby już wstać, rozprostować się, lecz coś je blokuje. Nie… chwila… to nie było coś - to ja. Słyszę wszystko nadzwyczajnie wyraźnie. Każde pojedyncze słowo wydobywające się z ust ludzi znajdujących się prawdopodobnie w tym samym pomieszczeniu co ja. Usłyszałam kiedy lekarz mówił do kogoś, że zaraz powinni mnie od czegoś odłączyć, ponieważ zaczęłam sama oddychać. Starałam się coś powiedzieć - nie mogłam… Każda próba zakończana była przysłowiowym upadkiem, który bolał bardziej niż poprzedni. Jednak się nie poddawałam i walczyłam dalej. Nie pamiętam ile dokładnie to trwało sekund, minut czy godzin, pamiętam jedynie jasne światła, które ujrzałam po pierwszym uchyleniu powiek i krzyk, który tym jakże małym nic nie znaczącym ruchem, który każdy człowiek wykonuje ponad milion razy dziennie wywołałam.

Kolejne poczucie świadomości tego, że w dalszym ciągu istnieję miało miejsce podczas pierwszej rehabilitacji. Uparcie dopytywałam się o rodziców, lecz za każdym razem, gdy ktokolwiek otwierał usta w celu wypowiedzenia jakichkolwiek słów kończyło się to fiaskiem, ponieważ najprościej w świecie przypominało im się o tajemnicy zawodowej. Nie rozumiałam co to ma do rzeczy. Skoro to moja rodzina to ich zasranym obowiązkiem było powiedzieć co się z nimi dzieje.
Pewnego pochmurnego dnia, w szpitalu odwiedziła mnie Nikola. Na nią, jako jedyną mogłam liczyć. Jestem jej dozgonnie wdzięczna za to, że nie zostawiła mnie w tak trudnej chwili. Dbała o mnie do ostatniego dnia leczenia, a nawet kilka tygodni po nim, mimo, że już tego nie potrzebowałam. Gdy tylko weszła do sali, w której się aktualnie znajdowałam wiedziałam, że coś jest nie tak, i że ona zna całą prawdę.
W pierwszej chwili przez łzy, które ją blokowały nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego dźwięku.
Mimo, że jeszcze nie usłyszałam „werdyktu” doskonale wiedziałam co chce wyznać.
- Przepraszam… - wycedziła, co rusz łapiąc oddech.
Nie wiem jak mogę nazwać stan, w jakim się wtedy znajdowałam. Amok ? Histeria ? Po prostu wybiegłam na hol, chwyciłam za koszulę pierwszą pielęgniarkę, która mi się nawinęła i wykrzyczałam tak głośno, jak tylko potrafiłam.
- Dlaczego mnie okłamywaliście ?! Jesteście bandą pozerów ! – odepchnęłam ją od siebie i upadłam prosto na kolana nie zaprzestając krzyczeć. – Albo zabijecie mnie z własnej woli, albo was wyręczę ! – Bezradna kobieta zaczęła wołać
wszelkich lekarzy mojego oddziału, którzy dosłownie za moment kurczowo mnie trzymali i starali się uspokoić. Pełna nienawiści i rozpaczy zwróciłam wzrok w stronę Nikoli, która właśnie stała wryta w ścianę i zasłaniając usta dłońmi zanosiła się z płaczu. Wiedziałam, że nic nie wskóram, wićc po prostu się poddałam. Rozluźniłam wszystkie mięsnie i dałam się poprowadzić wprost do gabinetu psychiatry.

*~*

Samo wspomnienie tamtego dnia sprawiło, że zalałam się gorzkimi łzami. Całe szczęście, że byłam już dobre kilkadziesiąt metrów od domu chłopaków. Nie chciałam aby któryś z nich ani wychodząca stamtąd Patricia zauważyli, że po raz kolejny rozsypałam się psychicznie. Potrząsnęłam znacząco głową jakbym chciała odgonić od siebie przytłaczające mnie obrazy. Palcami przeczesałam burzę roztrzepanych włosów przenosząc je tym samym na prawe ramię. Nabrałam do płuc dość sporą ilość powietrza i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego z zamiarem wrócenia do swoich czterech ścian.
Właściwie to nie miałam nawet najmniejszej ochoty na wylewanie swoich smutków w poduszkę. Zaraz po postawieniu kroków w mieszkaniu pędem ruszyłam pod prysznic w celu ogarnięcia się. Przecież nie pójdę do klubu w rozmazanym makijażu i poplamionych kawą butach. Tak, postanowiłam pierwszy raz w życiu wybrać się na jakąś zasyfioną potańcówkę i się nie oszczędzać. I co w związku z tym, że nigdy nie miałam alkoholu w ustach ? Zawsze musi być ten pierwszy raz.
Dzisiejszego wieczoru postawiłam na zdecydowany i drapieżny look. Po kąpieli wysuszyłam i maksymalnie wyprostowałam włosy, dzięki czemu wydawały się dłuższe niż zwykle, ponieważ nie miałam w zwyczaju na nie chuchać i dmuchać na co dzień. Aby dodać im charakteru
postanowiłam doczepić kilka czerwonych pasemek, które jak się okazało były genialnym pomysłem z mojej strony. Postanowiłam wyeksponować swoje długie i zgrabne nogi, więc założyłam kuse szorty i dosyć toporne buty z ćwiekami na niebotycznym obcasie. Do tego zarzuciłam na siebie zwiewną białą bokserkę z komicznym nadrukiem, a cały „zestaw” przypieczętowałam ciemno-różową szminką i ostrym makijażem. Zostawiając telefon i torebkę na sofie w salonie pewnym krokiem opuściłam mieszkanie uprzednio zamykając je na cztery spusty, a klucze chowając pod wycieraczką. Jakoś zbytnio nie przejmowałam się tym, że ktoś może sobie bezkarnie wejść do środka. Dzisiejszego wieczoru nie liczyło się nic, po za alkoholem i beztroską zabawą.

Do klubu dostałam się taksówką. Nie znałam nawet żadnego z nich, więc poprosiłam mężczyznę kierującego samochodem, aby zawiózł mnie do najczęściej obleganego przez ludzi. Do środka weszłam bez najmniejszego problemu i pierwsze co zrobiłam to udałam się w stronę baru i usiadłam na jednym z wysokich krzeseł. Patrzyłam na te wszystkie wypełnione procentami butelki i zdałam sobie sprawę, że nie mam tak naprawdę zielonego pojęcia na temat ich różnorodności. Nagle cały widok zasłonił mi dosyć dobrze zbudowany, przystojny o zniewalająco białym uśmiechu i zielonych oczach szatyn.
- Co podać ? – zapytał zalotnie, przecierając przy tym świeżo umytą szklankę.
- A co proponujesz ? – postanowiłam zdać się na niego, po czym zagryzłam dolną wargę, a chłopakowi rozbłysły iskierki w oczach. Najwyraźniej podłapał rytm. 

- Hm.. Zależy na co masz ochotę. – puścił mi oczko. – Na coś mocniejszego, a może delikatnego i wyrafinowanego ?
- Dzisiaj chyba zdecyduję się zaszaleć – odpowiedziałam bez dłuższego zastanawiania się, na co barman jedynie zachichotał i odwrócił się do mnie plecami, chwytając prostokątną butelkę stojącą tuż naprzeciw mnie, po czym wypełnił połowę trzymanego przez siebie szkła, zmieszał ciecz z colą, wrzucił do środka kilka kostek lodu i postawił szklankę przed mój nos.
- Mam nadzieję, że spełniłem wymagania – uśmiechnął się do mnie, a ja wyciągnęłam do niego swoją dłoń.
- Laura. – rzuciłam trzepocąc przy tym swoimi długimi rzęsami.
- Troy. – odparł, a zaraz po tym delikatnie uścisnął moją rękę. – A co tak piękną kobietkę przyprowadza do klubu ? I to w dodatku samą ? – zapytał po chwili.
- A może pominiemy ten temat i po prostu dotrzymasz mi towarzystwa na parkiecie ? – zapytałam kończąc już wykonanego przez niego drinka.
- Chyba nie powinienem przerywać pracy.
- Oj, szef nawet nie zauważy – zachichotałam, po czym wstałam z miejsca i ruszyłam w stronę tańczących anglików. Odwróciłam się na moment i przyuważyłam, że Szatyn podąża tuż za mną.
Nasz taniec z początku był nieśmiały z racji tej, iż nie wiedzieliśmy gdzie są granice, lecz po kilku kolejkach jakby zniknęły pozwalając nam beztrosko ocierać się o siebie w rytm klubowej muzyki. Doskonale wiedziałam, że przesadzam z alkoholem, lecz zupełnie o to nie dbałam. Oczywiście do momentu, kiedy nie poczułam, że mój żołądek woła o pomstę do nieba. Troy już na tyle się wczuł, że zapomniał o swojej pracy. W pewnym momencie podszedł do nas rozwścieczony, ciemnoskóry mężczyzna i zaczął wręcz wrzeszczeć na skruszałego barmana. A ja ? Skorzystałam z okazji i po prostu ulotniłam się im z zasięgu wzroku. Zdawałam sobie sprawę z tego, że będzie miał przeze mnie ogromne kłopoty, lecz chciało mi się z tego powodu jedynie śmiać. Moje pierwsze zetknięcie z procentami poniekąd uważam za udane, ponieważ pierwszy raz od kilkunastu miesięcy zapomniałam o Bożym świecie. Z budynku wydostałam się z ledwością. Tłumy ludzi oblegały dosłownie cały klub. Gdy tylko wyszłam na zewnątrz odetchnęłam z ulgą i zaczerpnęłam tyle powietrza, ile mi przez ostatnie kilka godzin brakowało. Postanowiłam chwiejnym krokiem wrócić do domu. Po drodze oczywiście zahaczyłam o krótką konwersację z kilkoma chłopakami, od których wyżebrałam papierosa.
Zmierzałam przed siebie, zaciągając się kojącą nikotyną, kiedy zorientowałam się, że bez zastanawiania się weszłam na ulicę. Usłyszałam jedynie kujący w uszy pisk opon, a kiedy odwróciłam się w stronę dochodzących mnie dźwięków wybuchłam głośnym śmiechem.
- Proszę, proszę… Kogo my tu mamy ? Panie i Panowie, Harry Styles ! – krzyknęłam wyrzucając za siebie kiepa.
- Laura, czyś ty oszalała ?! – rzucił się w moją stronę, a ja odeszłam kilka kroków w tył, nie chcąc aby mnie dotykał.
- Ależ oczywiście. Przecież jak taka szara myszka jak ja, może się tak zachowywać ? – zaczęłam pleść bzdury, czkając między pojedynczymi słowami.
- Jesteś schlana na umór.
- Ależ skąd, wypiłam tylko jednego drinka. – chichotałam pod nosem, czując, że tracę grunt pod nogami.
- Razy osiem ?
- Jedenaście – poprawiłam go.
- Wsiadaj do samochodu – nakazał stanowczym tonem głosu.
- A jak nie ? 

- To zaciągnę Cię tam siłą.
- Spróbuj szczęścia – warknęłam i ruszyłam przed siebie, lecz moja trasa nie potrwała zbyt długo z racji tej, iż najzwyczajniej w świecie się przewróciłam. Harry podbiegł do mnie i chwycił za ramiona unosząc mnie tym samym do góry.
- Odsuń się – wycedziłam przez zęby czując, że zbiera mi się na wymioty.
- Nie odgrywaj scen tylko chodź do samochodu. – po tych słowach cudem wyrwałam się z jego uścisku, odwróciłam się za siebie i po prostu zwróciłam to, co zalegało mi w żołądku.
Odeszłam kilka kroków od ogromnej plamy na środku ulicy i raptownie moje nogi zrobiły się giętkie, a ja straciłam świadomość tego, co się dzieje. Po prostu urwał mi się film.


*~*
No i w końcu pojawił się rozdział dziewiąty.
Wybaczcie, że tak długo musieliście czekać, ale miałam masę nauki, no a ponadto jeszcze wena mnie opuściła. Ale spokojnie, sytuacja opanowana :P 
Postanowiłam się zrekompensować i jest on dłuższy niż poprzednie :)
W prawdzie pisałam go słuchając przy tym dwóch piosenek: Sayes-Salem i Bruno Mars-When I Was Your Man. , ale nie chciałam was faszerować nimi w trakcie wątku :P
Mam nadzieję, że spełniłam wasze oczekiwania ;)
Czekam na opinię w komentarzach ;)
I tradycyjnie: Nie będzie min. 20 komentarzy - nie będzie kolejnego rozdziału ;)

Xx. Tomlinsonowa.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Chapter 8th


Jak to zwykle bywa, nastała grobowa cisza, która wypełniała powietrze między naszą trójką. Zagryzłam dolną wargę wgapiając się przy tym w swoje ubabrane kawą buty, by nie palnąć niczego głupiego, co zdarza się przy owych chwilach. W głębi ducha liczyłam na Nikolę, która miała tą zdolność wychodzenia z patowych sytuacji. Kątem oka zerknęłam na nią, lecz ta, zajęta była szukaniem czegoś w swoim podręcznym bagażu. Odruchowo przymierzyłam się do wyciągnięcia swojego telefonu, co miałam w zwyczaju robić w takich momentach, lecz przypomniałam sobie, że rozładował mi się chwilę przed przybyciem na lotnisko. Westchnęłam ciężko, wznosząc przy tym oczy ku górze i postanowiłam jakkolwiek uciec od burzy, która czułam, bezlitośnie nadciąga, lecz na całe szczęście wyprzedziła mnie moja z natury roztrzepana przyjaciółka.
- Wiecie ? Jeszcze muszę zameldować się w hotelu. Jak tego nie zrobię to po prostu wykasują moją rezerwację, a tego raczej bym nie chciała. – zaśmiała się dziewczyna i zwróciła się do Zayn’a.  – Wybacz, może innym razem.
- Nie ma problemu – uśmiechnął się promiennie Malik. – Na pewno jeszcze nadarzy się taka okazja.
- Nie wątpię – odpowiedziała. – Laura… - i tu spojrzała na mnie. – My się jeszcze zdzwonimy -stwierdziła i mocno mnie przytuliła. – Powodzenia. – szepnęła do ucha tak, by Zayn nie mógł tego usłyszeć. Spojrzałam na nią spode łba, bo doskonale wiedziałam o co jej chodzi, i że zrobiła to celowo.
Tylko nie zdawała sobie sprawy z małego mankamentu, jakim było towarzystwo Harry’ego w domu. A może zupełnie tak, jak ja nie wiedziała co to One Direction ? Bo zachowała się jakby autentycznie tak było. Z drugiej strony to nie możliwe, bo skoro są światowymi gwiazdami… A z resztą… Ostatnimi dniami wszystko wydaje się nienormalne.
Odprowadziłam  Nikki wzrokiem, a gdy ta zniknęła za drzwiami budynku poczułam jak Mulat chwyta mnie za nadgarstek i przebija się razem ze mną przez tłum Anglików.
- Chodź, z pewnością moja mama ucieszy się na Twój widok – odparł, a ja posłusznie podążyłam za nim. W gruncie rzeczy nie miałam nic przeciwko ponownemu spotkaniu z nią, z racji tej, iż podczas mojego ostatniego pobytu w Anglii miałyśmy ze sobą całkiem dobry kontakt. Patricia była bardzo otwarta wobec mojej osoby i naprawdę dała się polubić. Zazwyczaj większość matek z początku trzyma się na dystans od miłości swoich dzieci, lecz Trish zdecydowanie należała do mniejszości, która starała się mnie poznać i zaprzyjaźnić. W sumie nie mam zielonego pojęcia jak było z innymi dziewczynami Zayn’a, ale wiem jedno: Cieszyłam się, że znowu ją zobaczę.
W pewnym momencie chłopak gwałtownie się zatrzymał, a zaraz po tym począł machać ręką przed siebie, zapewne sygnalizując rodzinie, gdzie się znajduje. Odsunęłam się deczko od niego by się nie narzucać.
- Cześć mamo, jak było ? Odpoczęłyście choć troszkę ? – ciepło przytulił swoją rodzicielką, po czym to samo uczynił ze swoją siostrą.
- Zdecydowanie, tego było nam trzeba – odparła z uśmiechem na twarzy kobieta. Już z daleka dało się poznać, że pobyt w ciepłych krajach im posłużył. Opalone lica idealnie współgrały z ich ciemnymi, długimi włosami, a promienne uśmiechy wręcz dawały się we znaki innym turystom i mieszkańcom.
- Panie… - zaczął oficjalnie Malik. – Mam dla was pewną niespodziankę. – odwrócił się za siebie i gestem dłoni nakazał abym podeszła bliżej, co oczywiście zrobiłam. – Mam nadzieję, że pamiętacie Laurę. – Odparł i objął mnie ramieniem, co przyprawiło mnie o gęsią skórkę.
- Witam ponownie. – wydusiłam z siebie z niepewnym uśmiechem, na co Patricia po prostu mnie przytuliła.
- Laura kochanie, jak dobrze znów móc Cię zobaczyć. – mówiła, kołysząc mną w uścisku na boki. – Niech no ja się Tobie przyjrzę. – odsunęła się ode mnie, lecz swoje dłonie pozostawiła na moich ramionach. – Aleś się zmieniła. Nabrałaś kobiecości. I ten żywszy kolor włosów. Jestem zachwycona.
- Mamo, spokojnie, bo zaraz się zapowietrzysz – zaczęła śmiać się Donyia. – Cześć Laura, kopę lat. – zwróciła się do mnie, po czym wzięła przykład z Trish i podeszła bliżej by móc mnie uściskać.
Kątem oka dostrzegłam Zayna, który przyglądał się nam z ogromnym uśmiechem na twarzy, co wywołało we mnie masę pozytywnych wspomnień z nim związanych. Te wszystkie szczeniackie podchody, niewinne trzymanie się za ręce, leżenie w ogródku w środku nocy i obserwowanie spadających gwiazd.

Dokładnie pamiętam ostatnią dobę w Bradford. Zaplanowaliśmy po prostu nie spać, by móc spędzić ze sobą jak najwięcej czasu. Akurat była noc meteorytów, więc z każdą zauważoną przeze mnie gwiazdą, życzyłam sobie, aby wrócić tu ponownie i związać się z Mulatem już na zawsze. Poniekąd życzenie się spełniło, pomijając fakt, że oboje znaleźliśmy się w Londynie i nie jesteśmy już parą. Westchnęłam przeciągle i odwróciłam wzrok od chłopaka, kiedy zorientował się, że go obserwuję.
W pewnym momencie podszedł do nas Paul. Ten ogromny ochroniarz chłopców, którego miałam przyjemność lub nie ostatnimi czasy poznać.
- Jest mały problem. – odparł z ewidentnym przerażeniem wymieszanym z powagą sytuacji. Zayn przyglądał mu się uważnie oczekując wyjaśnień. – Fanki opanowały wszystkie wejścia na lotnisko.
- I gdzie ty widzisz problem ? – zapytał Malik z trudem powstrzymując śmiech.
- Tylko jak stanie Ci się krzywda to licz się z tym, że przypomnę Ci te słowa – pouczył go kiwając przy tym złowrogo wskazującym palcem.
- Paul, wyluzuj trochę – dał mu kuksańca w bok, po czym zbliżył się do mnie. – Zdaję sobie sprawę z tego, że może Cię to przerosnąć, więc albo możesz iść z nami i ja postaram się jakoś Cię uchronić, lub poczekasz z 10 minut i wyjdziesz spokojnie z budynku, gdy tylko my opuścimy Heathrow. – zdezorientowana przeczesałam palcami włosy i rzuciłam okiem na Patricię i Donyię, które również czekały na moją decyzję. Z jednej strony chciałam spędzić z nimi trochę czasu, lecz z drugiej byłam przerażona tymi wszystkimi rozwrzeszczanymi fankami, których piski dało się już słyszeć w środku. Lecz jak to mam w zwyczaju popełniłam pochopną decyzję.
- Jak nie pozwolisz mi zginąć to w sumie nie mam nic przeciwko. – starałam się rozbroić sytuację, na co Zayn melodyjnie się zaśmiał.
- Zrobię co w mojej mocy.
Po tych słowach chłopak nakazał dla Paul’a prowadzić nas ku wyjściu, a gdy tylko to uczynił poczęliśmy podążać za nim. Mężczyzna przez cały czas kurczowo się nas trzymał, by przypadkiem nie stała nam się żadna z krzywd, a w momencie gdy opuściliśmy pomieszczenie Malik niespodziewanie objął mnie ramieniem jakby chciał uchronić mnie przed pewnym niebezpieczeństwem. Trzymał mnie tak pewnie, że naprawdę poczułam się bezpieczna. O dziwo droga do samochodu wydawała się naprawdę długa. Na pewno dłuższa niż zwykle. Sądziłam, że bez problemu do niego dojdę do momentu, gdy nie usłyszałam dosyć głośnych i nie potrzebnych komentarzy ze strony fanek zespołu. „Kim ona jest ?!”, „Co ta dziwka robi z Zayn’em ?!”, „Skąd ona się właściwie przybłąkała ?!”. Za każdym razem odwracałam się w stronę słyszanych dyskusji, dając tym samym się sfotografować, aż w pewnej chwili usłyszałam cichy szept Mulata, który nachylił się nad moim uchem.
- Nie zwracaj na nie uwagi. Puść komentarze mimo uszu. – starał się mnie uspokoić, a zaraz po tym wsiedliśmy do samochodu, gdzie dopiero dotarło do mnie, z kim mam do czynienia.
- I to jest na porządku dziennym ? – zapytałam z trudem łapiąc oddech.
- Niestety. – odpowiedziała Trish. – Ale to kwestia przyzwyczajenia.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, po czym maszyna ruszyła do przodu.

Pod domem chłopaków byliśmy jakieś pół godziny od momentu wyjechania spod lotniska. Miałam mieszane uczucia, zwłaszcza, że obawiałam się konfrontacji z Harry’m. Zayn otworzył mi drzwi, więc posłusznie opuściłam czarnego Range Rover’a kierując się w stronę ogromnego domu chłopaków.
Już od progu nie dało się usłyszeć żadnych rozmów, co mnie nieco uradowało, lecz jak to zwykle bywa – była to cisza przed burzą.
- Halo ! Jest tu ktoś ? – donośnie krzyknął Zayn, a zaraz po tym ze schodów zbiegł utleniany Blondyn.
- O, dzień dobry Pani ! – przywitał się Niall.
- Gdzie jest reszta ? – zapytał Malik.
- Liam pojechał na występ Dani, A Lou z Hazzą pojechali po coś do jedzenia, więc lada moment powinni tu być.
- O, to przy okazji zjecie z nami obiad. – zwrócił się w stronę moją i swojej rodziny, a niebieskooki udał się do kuchni wstawiając wodę zapewne na herbatę.
Ówcześnie pozbywając się butów z nóg, udałam się do salonu i usiadłam na dosyć wygodnej kanapie i postanowiłam rozejrzeć się po pomieszczeniu. Było ono naprawdę elegancko urządzone. Na pierwszy rzut oka dało się poznać, że każdy nawet ten najmniejszy szczegół został dokładnie przemyślany. Przez krótką chwilę zastanawiałam się któż to ma tak wyrafinowany gust, lecz możliwe, że był to wynajęty przez któregoś z chłopaków kreator wnętrz. No ktokolwiek to nie był wykonał kawał dobrej roboty.
Z zamyśleń wyrwał mnie huk zatrzaskiwanych drzwi frontowych, co sprawiło, że aż podskoczyłam w miejscu. Gdy okazało się, że to wrócił Harry z Tomlinsonem moje serce poczęło nienaturalnie mocno bić. Nie wiem czy to ze strachu przed nadchodzącym huraganem czy też z wyrzutów sumienia, ale jedno wiem na pewno, nie odpuszczę.  Choćby nie wiadomo co się działo, nie dam się zmanipulować.
Gdy tylko Lokaty mnie przyuważył zmarszczył brwi i zilustrował mnie całą wzrokiem, co przyprawiło moje ciało o delikatny paraliż.
- Gosh… Mówię wam, jakie kolejki. – zaczął marudzić Louis, a zaraz po tym skierował swój wzrok w stronę salonu. – O, dzień dobry Pani, cześć Donyia i… Laura – chwilowo zmieszał się obecnością mojej osoby, po czym zerknął na Harry’ego, który w ciszy wypakowywał właśnie ciepłe dania. Najwyraźniej musiał mu opowiedzieć o porannej ostrej wymianie zdań.

Mimo moich protestów zostałam zmuszona do pozostania na obiedzie. Fakt, faktem byłam głodna, ale liczyłam na to, że zjem spokojnie w swoim domu w nienapiętej atmosferze. Całą rozmowę podciągała jedynie Mama Zayn’a, która jak zawsze zarażała swoim pozytywnym myśleniem. Jednak cały czar prysł, gdy kobieta zwróciła się do Styles’a.
- A ty Harry, jak się trzymasz ? Słyszałam, że spotykasz się z jakąś gwiazdą – Patricia charakterystycznie poruszała brwiami, a ja udałam, że nie widzę, gdy Harry zaczął błądzić wzrokiem w poszukiwaniu mojego spojrzenia, którego się nie doczekał.
- Właściwie to nawet z nią nie byłem, ale jest ktoś, kto szczególnie zainteresował mnie swoją osobą i liczę na to, że któregoś dnia będę mógł ją bliżej poznać.
- Życzę Ci tego z całego serca. – wyrwałam się jak Filip z Konopii.
- Uważaj czego sobie życzysz – odparł przez zaciśnięte zęby.
- A ty uważaj na swoje niekontrolowane ruchy. – Podniosłam głowę i patrzyłam mu prosto w oczy starając się wygrać tę walkę. Kątem oka przyuważyłam, że reszta towarzystwa bacznie nas obserwuje i czeka na ruch któregoś z nas, lecz w momencie, gdy się go nie doczekali Louis ostrożnie począł gasić żar, który powstał w wyniku zderzenia się dwóch tych samych osobowości, ponieważ ani ja a tym bardziej nie Harry nie zamierzaliśmy ustąpić.
- A może ktoś ma ochotę na deser ? – rzucił z głupkowatym uśmieszkiem.
- Ja już podziękuję – wycedziłam, po czym wstałam od stołu i ruszyłam w stronę wyjścia.

*~*

No i jest rozdział ósmy ;)
Jak wrażenia ? Spodziewałyście się tak zawziętej walki między Laurą a Harry'm ? ;)

No i pytanie kolejne: Co sądzicie o moim blogu i opowiadaniu ? Czegoś wam brakuje ? A może czegoś jest za dużo ? Czekam na wasze opinię w komentarzach i liczę na waszą pomoc, ponieważ nie wiem czy zmieniać coś czy też zostawić ;)

+ Nie będzie min. 20 komentarzy - nie będzie kolejnego rozdziału.

Xx. Tomlinsonowa.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Chapter 7th


Nie wiedząc dlaczego po prostu wstałam z ziemi i wyminęłam chłopaka nie odzywając się przy tym ani słowem, kierując się w stronę głównego wyjścia z ZOO. Moje serce wręcz zakołatało jak oszalałe, gdy usłyszałam jego desperacki głos za plecami.
- Laura ! Zaczekaj ! –krzyczał. Starałam się zachować trzeźwy umysł i w dalszym ciągu mknąć przed siebie, lecz zorientowałam się, że najzwyczajniej mi się to nie uda, kiedy poczułam ścisk w okolicach dłoni i lekkie szarpnięcie. Posłusznie zatrzymałam się i nie odwracając się czekałam na ruch z jego strony. Chłopak obszedł mnie dookoła by stanąć ze mną twarzą w twarz.
- Przepraszam, nie powinienem był. – ewidentnie skruszał, po czym zaczął błądzić w moich oczach, które w tym momencie nie wyrażały żadnych emocji. – Dlaczego zareagowałaś tak… - przerwał w poszukiwaniu właściwego słowa.
- Słusznie ? – wyręczyłam go.
- Nie, gwałtownie… - poprawił mnie. – Nie bądź taka opryskliwa wobec mnie – dodał po chwili.
Z jednej strony byłam na niego ogromnie zła za to, że pomimo, iż mnie nie zna, postanowił pochopnie działać, lecz z drugiej miałam ochotę podejść do niego i powtórzyć czynność. Chcąc, lub nie skupiłam się na złości i stwierdziłam, że zagram mu na nerwach.
- To, że jesteś bożyszczem nastolatek nie znaczy, że możesz mieć każdą. – warknęłam, po czym przeczesałam włosy palcami, by mieć na niego lepszy widok. – Nie jesteś dla mnie niespodzianką. I niestety, ale nie jestem jedną z waszych psychofanek, a co więcej nawet nie znam waszego zespołu. – wycedziłam po chwili żałując, że zmusiłam się do wypowiedzenia takich słów.
- Z jednego, krótkiego pocałunku będziesz odstawiać taką szopkę ? – zapytał już mocno zirytowany Harry.
- Wolę odstawić jak to ty nazwałeś „szopkę” i nie pozostać Twoją kolejną zdobyczą. – Styles spojrzał na mnie spode łba jakby zupełnie nie wiedział o czym mówię. – Jako trofeum chciałeś zachować moje majtki czy biustonosz ? – zapytałam z ogromną bezczelnością w głosie.
- Przeginasz… - wycedził przez zaciśnięte zęby. Widziałam, że z każdą sekundą rośnie w nim ogromna nienawiść, dlatego wolałam zakończyć tę wymianę zdać i ulotnić mu się z zasięgu wzroku.
- Przegięłam lub nie, szlochanie kiedykolwiek przez Ciebie byłoby totalną hańbą. A teraz wybacz, ale zostawiam Cię samego. – zilustrowałam go od góry do dołu, po czym teatralnie zarzuciłam włosami, odwróciłam się i spacerkiem ruszyłam przed siebie.
Po tych słowach zupełnie niespodziewanie rozdarł się dźwięk połączenia przychodzącego, co spowodowało, że wręcz podskoczyłam w miejscu. Zanim zdecydowałam się odebrać brzęczący telefon obejrzałam się za siebie i nie dostrzegłam tam Lokatego. Zdawałam sobie z tego sprawę z tego, że go uraziłam, a może nawet i skrzywdziłam, lecz w tym momencie było już za późno. Westchnęłam ciężko, po czym przyłożyłam komórkę do ucha.
- Halo ? – rzuciłam beznamiętnie.
- Laura, do jasnej cholery ! Do Ciebie dodzwonić się nie idzie ! – chwilowo odsunęłam słuchawkę od siebie, ponieważ osoba po drugiej stronie połączenia niemiłosiernie krzyknęła, co momentalnie mnie ocuciło. Spojrzałam na ekran i szczerze powiedziawszy poprawiło mi to humor a zarazem zszokowało.
- Nikki ? Coś się stało ? Przecież równie dobrze możemy porozmawiać wieczorem przez skypa. Tylko nie potrzebnie naciągasz się na ogromne koszta. – starałam się pouczyć swoją przyjaciółkę.
- Wieczorem zdążymy nagadać się przy drinku w klubie.
- Słucham ? – zupełnie nie wiedziałam o czym dziewczyna do mnie mówi.
- Jestem na Okęciu w Warszawie, już po odprawie i za około dwie i pół godziny będę na lotnisku Heathrow w Londynie.
- Chyba sobie żartujesz ? – wręcz krzyknęłam, a ludzie przechodzący tuż obok mnie rzucili mi dziwne spojrzenia. No tak.. Przecież nie to, że się wydarłam to na dodatek w języku polskim.
- Nie marudź i czekaj na mnie o 17. Do zobaczenia Babe ! – rzuciła i od razu się rozłączyła.
Z jednej strony miałam ogromną ochotę by ją udusić, bo nie to, że postawiła mnie przed faktem dokonanym to na dodatek jestem okropnie zmęczona wczorajszą nocą, lecz z drugiej ogromnie się cieszyłam z jej odwiedzin, ponieważ przynajmniej będę miała do kogo otworzyć gębę. Ignorując wgapiających się we mnie Anglików, w uszy włożyłam słuchawki i tanecznym krokiem ruszyłam do swojego mieszkania.
*~*

- Przepraszam, która godzina ? – zapytałam elegancko ubranego biznesmena, który nerwowo szukał czegoś w swoim podręcznym bagażu. Mężczyzna zilustrował mnie wzrokiem, co mnie odrobinę speszyło, a zaraz po tym zirytowany cichutko westchnął i poniósł rękę by spojrzeć na dosyć kosztowny zegarek.
- Pięć po piątej. – odpowiedział od niechcenia, co sprawiło, że dosłownie miałam ochotę rozpieprzyć jemu tą wart milion funtów rzecz. Biorąc pod uwagę fakt, iż nie prosiłabym go o to gdyby mój telefon się nie rozładował. Mijając go rzuciłam jedynie krótkie „Dziękuję” i ruszyłam w stronę bramki, przez którą już poczęli wychodzić pasażerowie ostatniego lotu. Wśród nich niestety nie byłam w stanie dostrzec Nikki. Podniosłam się na palcach by dokładniej obserwować ludzi, ponieważ zgromadzony tłum zasłaniał mi całą widoczność. Obróciłam się dookoła i postanowiłam przemieścić się deczko do przodu, co o dziwo mi się udało. Jednak drobne jest piękne, czy jak to się mówi…
- Kogo tak wyczekujesz ? – usłyszałam za plecami, a zaraz po tym odwróciłam się za siebie i nie ujrzałam nikogo innego jak samego Malika.
- Zayn, Chryste… Ty też chcesz doprowadzić mnie do zawału ? – zapytałam, po czym ugryzłam się w język, ponieważ zdałam sobie sprawę z tego, że mówię o Harry’m.
- A kto jeszcze przede mną był taki odważny ? – zaśmiał się Mulat.
- I przede wszystkim skromny – zachichotałam starając się zmienić temat, co najwyraźniej mi się udało.
- Dostałaś mojego smsa ? – zapytał po chwili.
- Jakiego smsa ? – udałam głupią, ponieważ na śmierć zapomniałam o tym, że chciał się spotkać.
- No z propozycją wyskoczenia na kawę lub cokolwiek innego.
- Wybacz, ale nie. – odpowiedziałam smutno. – A po drugie telefon mi padł dłuższy czas temu i po prostu nie miałam go jak odczytać.
- Rozumiem – uśmiechnął się do mnie promiennie.
- A tak na marginesie, to co sprowadza Cię na lotnisko ? – zapytałam ciekawska.
- Mama akurat wraca z Filipin z Doniyą. Ogólnie miałem nie wyjeżdżać po nie, lecz Harry wpadł do domu jakiś wściekły i zaczął kręcić dymy, więc dla własnego i jego bezpieczeństwa postanowiłem wyjść z domu. – Momentalnie spuściłam głowę, ponieważ doskonale wiedziałam, że to z mojego powodu i powinnam była go przeprosić, lecz moja duma mi na to nie pozwalała, więc postanowiłam to po prostu olać. – A ty dlaczego tu się znalazłaś ? Nie mów, że wracasz do Polski – przez chwilę się przeraził, lecz odetchnął z ulgą, gdy go uspokoiłam.
- Nie, w żadnym wypadku, ja po prostu…
- NIESPODZIANKAAAA !! – Usłyszałam wesoły krzyk, po czym moim oczom ukazała się moja roześmiana przyjaciółka.
- Nikki ! – wydusiłam i od razu rzuciłam jej się w ramiona.
- Tak, tak, ja też za Tobą tęskniłam, ale zaraz mnie udusisz – śmiała się dziewczyna
- Daj mi się nacieszyć – wytłumaczyłam się, po czym odsunęłam się i wytknęłam w jej stronę język.
- A któż to ? – zapytała mnie znacznie ciszej, wbijając swój wzrok w Brytyjczyka.
- To ty już ludzi nie poznajesz ? – momentalnie ją wyśmiałam. – To Zayn. – dodałam po chwili.
- Zayn ?! –wykrzesała z siebie z niedowierzaniem, a chłopak jedynie skinął jej głową. Brunetka aż podskoczyła w miejscu i zostawiając za sobą bagaże objęła Mulata najmocniej jak tylko mogła.
Nie wiedząc dlaczego poczułam jak po moim ciele roznosi się fala gorąca. Gdy widziałam jak dwójka moich bliskich znajomych przytula się do siebie rosła we mnie ogromna złość. A może to po prostu zazdrość ? Ale przecież to bez sensu. Z resztą… Już wszystko straciło swój sens. Szczerze powiedziawszy – pogubiłam się. I to bez żartów.
Skupiłam swój wzrok na pędzących w stronę taksówek mieszkańców Londynu by nie pokazać, że coś jest na rzeczy.
- W takim razie zabieram was Drogie Panie do siebie by należycie uczcić powrót starych dobrych czasów ! – odparł przepełniony szczęściem Zayn.
No to pięknie… Dosłownie czułam, że zapowiada się kolejny, ciekawy wieczór, biorąc pod uwagę fakt, iż razem z nim mieszkała czwórka roztrzepanych koleżków, a w tym Harry.
- Ale najpierw pozwól Nicole odstawić rzeczy i poczekaj na swoją mamę. – Pouczyłam chłopaka.
- A no święta racja – zaśmiał się Malik.
*~*
No więc w końcu pojawił się rozdział siódmy. 
Wiem, że was zaniedbałam i w ogóle, ale po prostu mam od groma zaliczeń, sprawdzianów i egzaminów i po prostu nie miałam kiedy napisać ten rozdział. 
Ale postarałam się i jakoś dałam radę :)
A więc czekam na wasze opinie w komentarzach ;)


Pytanie: Wolicie aby Laura była z Zayn'em czy z Harry'm ? ;)
Tomlinsonowa. Xx

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Chapter 6th

Szczerze powiedziawszy sms od Zayna nie szczególnie mnie zadowolił. Po ostatniej nocy było mi niesamowicie głupio, zwłaszcza, że nie do końca pamiętałam co się w trakcie działo. Po północy całkowicie urwał mi się film. A to, że obudziłam się u jego boku to już inna bajka. Nie miałam najmniejszej ochoty się z nim spotkać, a jednocześnie nie miałam sumienia by mu odmówić. Nie dlatego, że nie przepadam za jego towarzystwem, wręcz przeciwnie. Każda cząstka mnie pragnęła spędzać z nim jak najwięcej czasu, lecz po prostu było mi wstyd. Z resztą każda szanująca się kobieta na moim miejscu zachowałaby się identycznie. Westchnęłam ciężko i ruszyłam powolnym krokiem w stronę firmy w dłoni trzymając telefon i zastanawiając się przy tym jak mam to rozegrać by było w miarę możliwości uczciwie. W gruncie rzeczy mam już plany na popołudnie, ale co powiem Zayn’owi ? Że umówiłam się z jego kumplem ? Po raz kolejny musiałam użyć kłamstwa, mimo, że doskonale wiedziałam, że tym razem poniosę tego konsekwencje. Karma dopadnie w końcu i mnie…

*~*

- Jeszcze dzisiaj ujrzą one światło dzienne – oznajmiła do granic możliwości rozentuzjazmowana Anne.
- Poważnie Ci się podobają ? – zapytałam z lekkim niedowierzaniem, ponieważ zdjęcia były robione na tzw. „odwal się” z racji tej, iż nie mogłam się zupełnie skupić.
- Jasne, są jeszcze lepsze niż te, które miałaś zrobić przedwczoraj. Jestem pod wrażeniem – przyznała po chwili, a ja no cóż… odetchnęłam z ulgą. W końcu moja posada nie była zagrożona. – A tak na marginesie to nie wyglądasz zbyt zdrowo – słusznie zauważyła kobieta. Faktycznie, co jakiś czas robiło mi się przed oczyma ciemno, a mój organizm wręcz błagał o dostarczenie mu porządnej ilości wody.
- Musiałam zjeść coś ciężko strawnego – rzuciłam, zważając na to, że od nadmiaru alkoholu mój żołądek rzeczywiście płata mi dzisiaj figle. – Ale to nic wielkiego – dodałam po chwili, lecz blondynka poczęła przyglądać się mi typowo matczynym wzrokiem.
- Może lepiej idź do domu i się połóż – zaproponowała, a ja poczułam wibracje swojego telefonu. Zapewne Harry już się pieklił.
- Jesteś pewna ? – zapytałam, unosząc jedną brew ku górze.
- Nie jestem taką złą szefową, jak mogłaś usłyszeć od innych pracowników – zaczęła się śmiać Anne. – A po drugie nie chcę abyś mi tu zasłabła. Dlatego zmykaj odpocząć, a jutro widzimy się na kolejnym zleceniu – odparła z promiennym uśmiechem na twarzy, a ja jedynie przytaknęłam jej głową i na wychodne rzuciłam krótkie: „Do zobaczenia”, po czym wygrzebując komórkę z kieszeni spodni wyszłam z pomieszczenia.

„ Jestem trochę wcześniej ale nie martw się, poczekam ;) xx H. „

Uśmiechnęłam się jak głupia do ekranu mojego iPhone’a i wyszłam przed budynek firmy. Rozejrzałam się dookoła i na nos ponownie założyłam okulary, które miały za zadanie chronić moje oczy przed okrutnym słońcem. Już ruszałam w stronę umówionego miejsca, kiedy zza pleców usłyszałam głośne chrząknięcie.

- Hej Księżniczko, gdzie tak pędzisz ? – zapytał męski, zachrypnięty głos. Zdezorientowana odwróciłam się za siebie i głośno odetchnęłam kładąc prawą dłoń na klatce piersiowej na widok osoby opierającej się o jedną ze ścian budowli, ponieważ jego ton głosu deczko mnie przestraszył.
- Lubisz zaskakiwać, co Styles ? – zwróciłam się do chłopaka unosząc przy tym jedną brew ku górze.
- Rozgryzłaś mnie… - odparł robiąc kilka kroków w moją stronę, a ja poczułam jak moje ciało przeszywają ciarki nie wiedząc czego tak naprawdę się spodziewać.
- Dlaczego się mnie boisz ? – zapytał stając naprzeciwko mojej osoby.
- A kto powiedział, że się boję ? – odparłam starając się zachować opanowany i przepełniony spokojem ton głosu. Harry wskazującym palcem delikatnie przejechał po moim przedramieniu, na którym ewidentnie można było zauważyć gęsią skórkę, która zaszczyciła mnie równo z pojawieniem się Lokatego.
– Wszystko na to wskazuje – stwierdził.
- A nie wpadłeś na to, że może jest mi po prostu chłodno ? – próbowałam w jakikolwiek sposób wybrnąć z tej niezręcznej jak dla mnie sytuacji.
- Mimo 25-stopniowego ciepła ? – zdezorientowany podrapał się po skroni, po czym palcami przeczesał burzę swoich ciemnych loków. Westchnęłam ciężko i puszczając mimo uszu jego reakcję skrzyżowałam ręce na piersiach wpatrując się w jego idealnie dopasowany look.
- Będziemy tak bezczynnie stać ? – zwróciłam uwagę, a on jakby się ocknął wyciągając z tylnej kieszeni swoich obcisłych spodni dwa świstki.
- Nic z tych rzeczy. – zapewnił mnie. - Po drodze nabyłem dwie wejściówki do pobliskiego ZOO. Wiem, że to nie jest szczyt marzeń kobiety i tak dalej, ale uwierz mi… nie potrafię być spontaniczny… - począł się tłumaczyć, a ja momentalnie wybuchłam głośnym śmiechem, a zaraz po tym wyjęłam z jego dłoni jeden bilet.
- Nie mogłeś trafić lepiej – rzuciłam z promiennym uśmiechem na twarzy. – Lubię zwierzęta – wzruszyłam ramionami i tanecznym krokiem go wyminęłam. Spostrzegłam, że chłopak w dalszym ciągu stoi w miejscu, więc odwróciłam się w jego stronę.
- Idziesz czy wolisz sterczeć tu z opadniętą koparą ? – zachichotałam melodyjnie, a jego kąciki ust zwróciły się maksymalnie w górę.
- Zbiłaś mnie w tym momencie z tropu – odrzekł i ruszył w moją stronę tym samym dotrzymując kroku.
- Najwyraźniej nie tylko ty jesteś człowiekiem zagadką. – Harry spojrzał na mnie pytająco, a ja uznałam, że nie będę dalej ciągnąć tego tematu. Jeżeli chce, tę zagadkę rozwikła. Ja nie mam zamiaru wysyłać mu jakichkolwiek podpowiedzi.

Na miejsce doszliśmy na piechotę, co mnie nie lada zdziwiło, ponieważ miałam pod nosem tyle, ze tak to nazwę atrakcji. Zrobiło mi się naprawdę miło, ponieważ znalazła się osoba, która zechciała mi je pokazać i pomóc oswoić się z otoczeniem. Mój nowy znajomy z początku wydał się zadufanym w sobie gwiazdorem, a co się okazało jest całkowitym jego przeciwieństwem.
Spacerując po ścieżkach londyńskiego ZOO zastanawiałam się nad tym, jak dowiedzieć się od chłopaka, co wydarzyło się na imprezie. Nie miałam odwagi by zrobić to wprost, zwłaszcza, że go tak naprawdę nie znałam.
- Spójrz na te surykatki, są komiczne ! – śmiał się Styles i tym samym wyrwał mnie z zamyśleń. Rzuciłam okiem na wskazane przez niego zwierzęta i blado się uśmiechnęłam nie odzywając się przy tym ani słowem.
- Nudzisz się, prawda ? – zapytał po chwili. – Wiedziałem, że zgodziłaś się tu przyjść z czystej grzeczności. – dodał z lekka zawiedziony.
- Aleś ty marudny. – odparłam. – Jest ok. Potrzebowałam takiego wyciszenia.
- To dlaczego sprawiasz wrażenie zniesmaczonej i… - zamyślił się na chwilę przyglądając się mojej osobie – przygnębionej.
Nie wiedzieć dlaczego, ale mnie przejrzał. Najwyraźniej był dobry w te klocki.
- Jestem aż tak przewidywalna ? – spuściłam na moment wzrok, po czym dosłownie za sekundę spojrzałam na mijane przez nas stado pingwinów w swoim terrarium by nie wzbudzać żadnych podejrzeń.
- Wczoraj byłaś znacznie bardziej uśmiechnięta. Po prostu widać różnicę w Twoim zachowaniu. – zagryzłam dolną wargę na samo wspomnienie uprzedniej nocy.
- Za duża ilość alkoholu wpłynęła na moje samopoczucie – skłamałam, na co Harry zaczął się śmiać.
- Cokolwiek nie powiesz i tak będziesz lepsza ode mnie. – spojrzałam na niego pytająco, a ten wzruszył tylko ramionami. – Wymiękłem jakoś przed 23. – dodał trochę ciszej, ewidentnie wstydząc się swojej słabej do procentów głowy. Westchnęłam ciężko, ponieważ ostatnia iskierka nadziei wygasła. Chyba pisane mi było żyć w niepewności.
- Dobra, nie ma co wypominać – rzuciłam i wyjęłam ze swojej podręcznej torby ukochaną lustrzankę, po czym włączyłam ją i skierowałam obiektyw w stronę Lokatego. – Uśmieeeech proszę. – wycedziłam zza szkiełka, na co chłopak zasłonił twarz rękoma i odwrócił się do mnie plecami.
- Nie weźmiesz mnie żywcem ! – zaśmiał się melodyjnie.
- Oj nie dramatyzuj Gwiazdorze. Na co dzień borykasz się z paparazzi a nie chcesz pamiątki z dzisiejszego dnia ? – starałam się go w jakikolwiek przekabacić.
- Jak mnie nazwałaś ? – warknął chłopak w tym samym momencie obracając się w moją stronę, a ja wykorzystując chwilę nacisnęłam mały, wypukły guziczek robiąc mu przy okazji typowe zdjęcie z zaskoczenia. Harry przetarł niechlujnie oczy, ponieważ po raz kolejny zapomniałam wyłączyć flesh, po czym spojrzał na mnie spode grzywki.
- Możesz już piszczeć – wycedził cicho, na co ja zrobiłam kilka kroków w tył. Nie zdążyłam się obejrzeć za siebie i zerknąć czy przypadkiem na coś lub kogoś nie wpadnę, kiedy Styles podbiegł do mnie, chwycił zwinnie w pasie i przerzucił przez prawie ramię.
- Pogięło Cię ?! Puść mnie ! – domagałam się.
- Nie ma mowy, teraz rzucę Cię lwom na pożarcie – śmiał się.
- Bardzo śmieszne. – zbulwersowałam się. – Ale jak zniszczysz mój aparat to uduszę Cię własnymi rękoma.
- Zaryzykuję.
Zaczęłam wymachiwać nogami i rękoma starając się wyrwać z jego objęć, lecz na próżno. Jak gdyby nigdy nic, beztrosko szedł przed siebie kurczowo mnie przy tym trzymając.
- Pamiętaj, że po wczorajszym równie dobrze mogę zwymiotować – uprzedziłam. Chłopak stanął na środku parku, który znajdował się w samym centrum londyńskiego ZOO i odchylił głowę w moją stronę.
- To chyba jednak wolę nie ryzykować. – odparł rozgoryczony. – Ale mam inny plan. – dodał chytrze.
- Przerażasz mnie.
- I słusznie. – stwierdził, po czym położył mnie na trawie, usiadł na mnie okrakiem i zaczął łaskotać.
Cholernik wyczuł, że to mój słaby punkt i perfidnie to wykorzystał. Krzyczałam, piszczałam, zanosiłam się wymuszonym śmiechem, a ten nawet nie planował zaprzestać.
- Harry, proszę Cię… Wystarczy. – cudem z siebie wydusiłam. O dziwo posłusznie odsunął swoje ręce od mojego brzucha, lecz unieruchomił mnie kładąc je na moich barkach. Odwróciłam głowę na bok, ponieważ doskonale wiedziałam, że chce spojrzeć w moje oczy.
- A jednak się mnie boisz. – odparł cicho.
- Nie boję… - odpowiedziałam.
- To dlaczego na mnie nie spojrzysz ? – zapytał, starając się mnie przekonać do tegoż czynu.
- Zejdź ze mnie… - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Najpierw odpowiedz na moje pytanie.
- Powiedziałam zejdź ! – znacznie podniosłam ton głosu i gwałtownie skierowałam głowę w jego stronę i chcąc lub nie kompletnie zatraciłam się w zieleni jego oczu. Ewidentnie było widać, że się zestresował, ponieważ kątem oka przyuważyłam, że przełknął zapewnie ogromną gulę w gardle, która nastała w momencie naszego kontaktu wzrokowego. Szczerze powiedziawszy bałam się tego, co może za chwilę się stać, a mimo to nie ruszyłam nawet palcem by temu zapobiec. Dlaczego ? Może dlatego, że mnie zahipnotyzował ? – Nie wiem. Chłopak zaczął stopniowo przybliżać swoją twarz do mojej, co wprawiło moje serce w nienaturalny łomot, a ja miałam wrażenie, że tak jakby szybciej zaczęło pompować krew. Z każdą sekundą był coraz bliżej, aż w końcu nasze usta zaczęły dzielić dosłownie milimetry. W pewnym momencie poczęłam płyciej oddychać, aż w końcu nasze wargi połączyły się w krótkim aczkolwiek czułym pocałunku. Poczułam jak moje ciało oblewa fala gorąca i dopiero po chwili zorientowałam się na co tak naprawdę pozwoliłam. Momentalnie napięłam wszystkie mięśnie i odepchnęłam go od siebie, a ten zerwał się na równe nogi i odsunął ode mnie. Podał mi swą dłoń, lecz postanowiłam poradzić sobie sama i wyminąć go bez słowa kierując swoje kroki w stronę domu.

*~*

I w końcu pojawił się rozdział szósty.
Z góry wybaczcie, że tak późno, ale miałam dosłownie nawałnicę sprawdzianów i egzaminów. I dodatkowo te święta.
Obiecuję, że kolejny dodam w przeciągu niecałego tygodnia ;)

A tak na marginesie to jak wrażenia ?
Co myślicie o głównej bohaterce ?
Liczę na wasze opinię w komentarzach ;)

Tomlinsonowa. xx