piątek, 22 marca 2013

Chapter 5th


To niesamowite jaką siłę perswazji posiadają niektórzy ludzie. Wykorzystując swoje doskonałe metody negocjacji potrafią przekonać drugiego człowieka do swoich racji. Choć nie nazwałabym tego manipulacją. Perswazja różni się od manipulacji tym, że przekonanie danej osoby do czegoś nie zaszkodzi jej w późniejszym czasie. Poprzez dyskusję nad zaistniałym problemem otwierają drogę do jego rozwiązania. Do tej części społeczeństwa należał właśnie Zayn. Mimo, że uparcie przystawałam na swoim, on potrafił za wszelką cenę mnie zakręcić używając przy tym racjonalnych i słusznych argumentów. Szczerze powiedziawszy nie znałam go jeszcze od tej strony, co tylko umocniło mnie w przekonaniu, że trudno go rozgryźć. Choć z drugiej strony, kto o zdrowych zmysłach stwierdziłby, że poznał człowieka na wylot mając z nim styczność jedynie przez dwa miesiące… W dodatku nie całe, ponieważ musiałam wrócić do Polski trochę wcześniej niż planowałam. No a kolejną rzeczą, która daje wiele do powiedzenia jest to, że przez okres trzech lat wiele mogło się w jego sposobie bycia zarówno jak i w nastawieniu do większości spraw zmienić. Tak czy owak, nie wróciłam do domu tak, jak to sobie założyłam. Malik użył swoich umiejętności wobec mojej osoby i teraz beztrosko bujałam się na parkiecie, co jakiś czas popijając kolorowe drinki, które robił Ed. Nie powiem… Miał chłopaczyna do tego rękę. Idealne proporcje wódki z przeróżnistymi napojami otulały mój organizm sponiewierając mnie coraz bardziej. Czułam, że zdecydowanie przesadziłam z alkoholem i dopiero nad ranem odczuję tego skutki uboczne. Usiadłam na mosiężnej kanapie z piwem Mulata w dłoniach. Spojrzałam na zegarek wiszący tuż nad plazmą. Dochodziła 3 nad ranem. Westchnęłam ciężko, a zaraz po tym mój żołądek począł się nienaturalnie przewracać. Musiałam się położyć. Wyprana z wszelkich sił rozejrzałam się po salonie. Trzy czwarte osób już się zbierało do swoich domów. Chłopcy jako, iż byli gospodarzami imprezy zaczęli odprowadzać wszystkich do drzwi. Jedynie w tłumie przeplatających się i wirujących postaci nie dostrzegłam Harry’ego. Wzruszyłam ramionami i ciężko opadłam na miękkie materace sofy. Przytuliłam twarz do poduszki, która tak cudownie otulała mnie zapachem męskich perfum. Mogłabym wręcz przysiąc, że należały one do Zayn’a. Postanowiłam dosłownie na sekundkę przymknąć oczy. Chciałam jedynie by pomieszczenie przestało się kręcić.
*~* 

Otworzyłam ciężkie powieki, które wręcz błagały by nie przerywać tak błogiej czynności. Postanowiłam zbadać sytuację. Chyba czas najwyższy się zbierać. Skierowałam wzrok na ten sam zegar, który jeszcze przed chwilą pokazywał godzinę trzecią. – „Czwarta trzydzieści ?” – pomyślałam z kompletnym niedowierzaniem. W posiadłości panowała grobowa cisza i spokój. Nagle poczułam pod głową coś, co na pewno nie było poduszką. Dopiero gdy przetarłam ślepia zorientowałam się, że leżę na czyimś torsie, przykryta po uszy kołdrą. Podniosłam się powoli, aby nie obudzić delikwenta, po czym na niego spojrzałam. Zayn ?! O cholera, nie wierzę… Przecież to nie mogło się stać.. O nie… To chyba żart. I to w dodatku nie śmieszny. Niemiłosiernie się przeraziłam i pierwsze co zrobiłam to po cichutku udałam się do przedpokoju, chwyciłam za swoją torebkę i wyjęłam z niej niewielki notesik. Wróciłam do salonu i napisałam krótkie: „Przepraszam, że bez pożegnania”. Wyrwałam pojedynczą kartkę, na której znajdował się mój zwięzły aczkolwiek konkretny przekaz. Jeszcze raz zerknęłam na Malik’a i zauważyłam delikatny uśmiech na jego ustach. Zapewne coś mu się śniło. Westchnęłam ciężko i w końcu wyszłam z domu, kierując się w stronę swojej dzielnicy. Byłam pozbawiona wszelkich sił i jeszcze to… Czy to możliwe, że przespałam się z Zayn’em ? Potrząsnęłam głową jakbym chciała odgonić z niej wszelkie myśli z tym związane. Nagle usłyszałam dźwięk wiadomości przychodzącej, który dochodził z mojej torebki. Wyjęłam telefon i postanowiłam ją odczytać.

„Tak cudownie zagryzałaś wargi kreśląc tych kilka słów” – Z."

Ugięły się pode mną kolana. Miałam wrażenie, że moje głośno bijące serce obudzi całe miasto.




*~* Dom chłopców. Perspektywa Lou.



Zszedłem na dół około godziny ósmej rano z zamiarem ogarnięcia syfu, który panował w większej części domu. Pomyślałem, że sprzątnę najgorsze, a drobnostkami zajmie się reszta. W sumie i tak nie mieliby innego wyboru z racji tej, iż obiecałem Eleanor, że odwiedzę ją w Machesterze.  To, co zobaczyłem zbiło mnie z tropu. Mianowicie podśpiewujący pod nosem Zayn przymierzał się właśnie do wyniesienia śmieci, a co więcej, cały parter dosłownie lśnił.
- A Tobie co się stało ? – wydusiłem w końcu. Ten jedynie podniósł głowę, skierował swój wzrok na mnie, po czym zaczął się śmiać.
- Jakoś nie mogę spać, więc postanowiłem nie marnować czasu – odpowiedział, a zaraz po tym machnął do mnie ręką i ruszył przed posesję.
Zdezorientowany podrapałem się po skroni i już miałem udać się do kuchni w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia, gdy przemknął obok mnie ubrany w szary dres, ze słuchawkami w uszach i z czapką na głowie Harry.
- A ty gdzie tak pędzisz ? – rzuciłem w stronę przyjaciela, gdy ten zabierał butelkę wody mineralnej z lodówki.
- Mały jogging jeszcze nikomu nie zaszkodził. – wzruszył ramionami i w pośpiechu wybiegł z domu.
- Co tu się do cholery dzieje ?! – krzyknąłem na tyle głośno by zniesmaczony Niall mógł się obudzić.
- Czego się wydzierasz ? – burknął pod nosem palcami przeczesując utleniane włosy.
- Zayn posprzątał dom, a Harry poszedł biegać. Ty też na moim miejscu zareagowałbyś identycznie. – stwierdziłem, wsypując czekoladowe płatki do głębokiej miski.
- Dam sobie rękę uciąć, że to z powodu Laury. -  westchnął ciężko i rozsiadł się obok mnie przy stole.



*~* W tym samym momencie w domu Laury.





No nie dadzą… Nie dadzą się człowiekowi porządnie wyspać. Choć mogłam się tego spodziewać. Zwłaszcza kiedy pije się w środku tygodnia.
Obudził mnie telefon od Anne. Kobieta wręcz domagała się wczorajszych zdjęć, jakie udało mi się zrobić. Nie powiem… Te z ukrytą w tłumie i próbującą się kamuflować Taylor Swift idealnie nadają się do kolorowych plotkarskich pisemek.
Resztkami sił starałam doprowadzić się do porządku, co przy ogromnym kacu i rozsadzającym moje skronie na kawałki bólu głowy było wręcz nie realne. No tak czy owak zmuszona byłam sprostać zadaniu i wykonać tych kilka czynności. Wzięłam orzeźwiający, gorący prysznic, przeplatany co jakiś czas strumieniami lodowatej wody, by się dobudzić. Włosy wysuszyłam i zostawiłam je w naturalnej postaci. Podkrążone i zmęczone oczy zatuszowałam warstwą podkładu, eyelinera i tuszu do rzęs. Zarzuciłam na siebie pierwsze ciuchy, jakie wpadły my w ręce, chwyciłam lustrzankę i wyszłam z domu. Pogoda jak na Londyn była naprawdę sprzyjająca, lecz jej jedynym mankamentem było to, że promienie słońca okrutnie raziły mnie w oczy. Założyłam na nos okulary przeciwsłoneczne i po drodze postanowiłam zahaczyć o nowo otwartą kawiarenkę w celu kupienia sobie czarnej, mocnej kawy na wynos.
Wystarczyło kilka łyków bym poczuła się lepiej. Kofeina zawsze działała na mnie kojąco. Bywały dni, kiedy nie mogłam normalnie funkcjonować bez filiżanki gorącego espresso lub latte.
W pewnym momencie cała zawartość kubka wylądowała na moich nowo nabytych, na dodatek jasnych trampkach. Wręcz kipiąca ze złości podniosłam plastikowy kubeczek z ziemi i już miałam zacząć mieszać z błotem sprawcę tegoż wypadku, gdy roześmiana buźka, która stała przede mną totalnie zbiła mnie z tropu.
- I znowu się spotykamy – stwierdził chichocząc przy tym.
- I co Cię tak bawi Styles ? – burknęłam ściskając w ręku plastik.
- Spokojnie, bez nerwów – starał się mnie uspokoić. – Po prostu Twoja mina jest bezbłędna.
- Zniszczyłeś moje nowe buty, może dlatego.. – wycedziłam przez zęby.
- Nie zapomnij o oddychaniu – śmiał się Harry. – Może mógłbym się w jakiś sposób zrekompensować ? – zapytał po chwili.
Westchnęłam ciężko i opuściłam bezsilna ręce.
- Jeżeli zrzucisz z siebie te przepocone ciuszki to może nad tym pomyślimy – zaśmiałam się melodyjnie.
- Tak na pierwszej randce ?
- Oj wiesz o czym mówię. – dałam mu kuksańca w bok.
- To może zabierzesz się ze mną, ja się szybko ogarnę i zabiorę na jaki lunch ? – zapytał, a w jego oczach rozbłysły iskierki.
- Tylko wiesz… Najpierw muszę spotkać się z szefową. – sprostowałam.
- No to spotkamy się tu za godzinkę – rzucił po czym ni stąd ni zowąd ucałował mój policzek i zniknął mi z zasięgu wzroku.
Jeszcze jakiś czas odprowadzałam go wzrokiem, a na mojej twarzy mimo kiepskiego samopoczucia pojawił się uśmiech, gdy poczułam wibracje swojego telefonu.

„ Mam nadzieję, że Cię nie odstraszyłem. Może spotkamy się za godzinę przy kawie ? – Z.”

No to pięknie…- pomyślałam, a mój uśmiech momentalnie zniknął z twarzy. Przecież nie dam rady spotkać się z obojgiem na raz, a też nie mam sumienia by odmówić dla Zayn’a…



*~*

No i jak wrażenia po rozdziale piątym ? ;)
Macie już swojego faworyta ?
TEAM ZAYN ? a może TEAM HARRY ? ;)

I jak zwykle: Nie pojawi się min 15 komentarzy - nie będzie kolejnego rozdziału.

Tomlinsonowa. Xx

niedziela, 17 marca 2013

Chapter 4th


Intensywność jego perfum wręcz paliła moje nozdrza, zwłaszcza, iż mieszały się z odorem tytoniu papierosowego. Wtuliłam się w jego ramię, raz jeszcze zaciągając się charakterystycznym zapachem, po czym usłyszałam głośne chrząknięcie.


- Najwidoczniej niektórzy już się poznali – odezwał się z uśmiechem na twarzy szatyn w pasiastej koszulce. Momentalnie odsunęłam się od Mulata, a zaraz po tym poczułam jak moje policzki oblewają rumieńce.
- No znamy się już trochę czasu – począł tłumaczyć się Zayn, nerwowo mierzwiąc palcami nieład na głowie. – Pozwólcie… To jest Laura – przedstawił mnie, po czym zwrócił się w moją stronę wskazując kolejno na każdego z przyjaciół. – A to Louis, Niall, Liam i… - spojrzał na Lokatego, po czym chwilę się zastanowił.
- Zdążyliśmy już zamienić ze sobą kilka słów. – wyręczyłam go. Harry jedynie potwierdził skinieniem głowy i aby nie zapadła grobowa cisza to właśnie on postanowił temu zapobiec.
- To co… - wyrwał się. – Zapewne Panowie zgodzicie się ze mną, iż nasza nowa znajoma powinna pojawić się dzisiaj wieczorem. – Spojrzałam na niego pytająco, po czym zilustrowałam wzrokiem jego całą sylwetkę.
- Zdecydowanie jestem za ! – przytaknął mu Malik, a za nim cała reszta jednogłośnie zadecydowała zupełnie nie zważając na to, że stoję tuż obok.
- Ale przepraszam was bardzo. – odezwałam się w końcu. – Możecie od początku ?
- No z racji tej, iż jesteś dobrą przyjaciółką Zayn’a, a dodatkowo uratowałaś mi reputację to… - zaciął się chwilowo Loczek w poszukiwaniu odpowiednich słów, lecz wyprzedził go wcinający czekoladowe groszki Blondyn.
- Potraktuj to jak zaproszenie – wytłumaczył mi, a ja melodyjnie się zaśmiałam, po czym swój wzrok skierowałam w stronę Mulata.
- Organizujemy dzisiaj małą domówkę u nas i nawet nie biorę pod uwagę Twojej odmowy – dał mi kuksańca w bok, a ja wystawiłam do niego język.
Nie powiem, chwilę zastanawiałam się nad złożoną mi propozycją, ponieważ od dnia przylotu do Londynu nie miałam tak naprawdę czasu by chwilę odpocząć lub nawet rozpakować w końcu walizek. Choć z drugiej strony byłam niesamowicie podekscytowana faktem, iż w końcu, po takiej rozłące miałam okazję spędzić trochę czasu z Zayn’em. Przyuważyłam, że cała piątka patrzy prosto na mnie wyczekując przy tym jakiejkolwiek odpowiedzi. W końcu uniosłam ręce ku górze, w geście kapitulacji i przyjęłam ich zaproszenie.
- Tylko ja tak naprawdę nie znam miasta i choćby nie wiadomo co się działo, to nie trafię do waszej posiadłości.
- To może ja po Ciebie podjadę ? – odezwali się w tym samym momencie Zayn i Harry. Spojrzałam na nich nieco zdezorientowana nie wiedząc zupełnie co postanowić.
- To może ja napiszę Ci na karteczce adres, a ty po prostu podjedziesz taksówką  ? – wyczuł niezręczną sytuację Liam, któremu byłam niesamowicie wdzięczna za wybrnięcie z niej.
- Dobry pomysł. – stwierdziłam, głośno wypuszczając powietrze z ust. Szczerze powiedziawszy dziwił mnie fakt, iż mieszkają razem, ponieważ widać było, że nie mają mniej niż 19 lat. Na przykład na miejscu Zayn’a wynajęłabym osobne mieszkanie, no ale nie mnie było to oceniać. Czułam, że czeka mnie ciekawy pod każdym względem wieczór.
Po chwili do niewielkiego pomieszczenia wszedł dosyć spory mężczyzna. Na jego kamiennej twarzy nie malowały się żadne emocje. Po prostu pierwsze co zrobił to zilustrował mnie całą wzrokiem, a zaraz po tym rzucił każdemu z chłopaków złowrogie spojrzenie. Roześmiany Louis najwidoczniej  zupełnie nie przejęty jego zachowaniem, podszedł do niego i poklepał po ramieniu.
- Paul sztywniaku,  trochę uśmiechu – rzucił ukazując tym samym szereg śnieżnobiałych zębów.
- Pożegnajcie się z przyjaciółką i ruszcie swoje gwiazdorskie dupska do samochodu, jesteście już spóźnieni na wywiad dla radia BBC.
- Cholera ! – przeklął głośno Liam, po czym pomachał mi na dowidzenia i ruszył za jak mniemam swoim ochroniarzem. Reszta poszła w jego ślady. Odprowadzałam ich wzrokiem, kiedy poczułam czyjś dotyk na przedramieniu. Nie zdążyłam się odwrócić, kiedy w mojej dłoni znalazła się niewielka karteczka. Zerknęłam na nią i spostrzegłam ciąg cyfr. Podniosłam wzrok w stronę chłopaków, a powoli oddalający się Zayn jedynie rzucił mi uroczy uśmiech, po czym zagryzł dolną wargę i zniknął w drzwiach zaplecza.
Momentalnie moje ciśnienie się podniosło a żołądek od nadmiaru emocji zaczął boleć. Pokręciłam głową, ponieważ to, co przed chwilą miało miejsce do mnie nie dotarło. Miałam wrażenie, że zamiast twardo stąpać po ziemi unoszę się w powietrzu. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia z budynku. W pewnej chwili poczułam się jak jakaś diva, bo od tak sobie dostałam zaproszenie do domu takich gwiazd, ale z drugiej nawet nie znałam nazwy ich zespołu, co wywołało we mnie nagły wybuch śmiechu, dzięki czemu zgromadzeni ludzie w centrum spojrzeli na mnie jak na obłąkaną. Zakryłam usta dłonią i starałam się opanować.
W oczekiwaniu na taksówkę chwyciłam swój telefon w celu wystukania na jego klawiaturze numeru Zayn’a, kiedy przeszkodził mi w tym błysk flesh’a. Westchnęłam ciężko i niewzruszona podniosłam głowę, a dosłownie przed moimi oczyma przebiegł łysawy mężczyzna z aparatem w rękach. –No pięknie… - pomyślałam.  –Teraz Anne zamiast otrzymać zdjęć ode mnie, otrzyma je ze mną w roli głównej.
Gdy tylko samochód podjechał, wparowałam do niego niczym burza modląc się w myślach, aby była to jedyna fotografia, w co znając paparazzi wątpię.
W drodze powrotnej moją głowę zaprzątało pytanie: w co mam się ubrać ? Przeraził mnie ten fakt, ponieważ nie posiadałam nie wiadomo ilu ciuchów, więc tak naprawdę pola do popisu również nie miałam. A po drugie nie miałam bladego pojęcia czy postawić na elegancję czy też na coś bardziej codziennego, luźniejszego…  Nie sądziłam, że wybór tak prostej rzeczy, sprawi mi tak ogromny problem.

Obwinięta kremowym ręcznikiem, tuż po odświeżającym prysznicu poczęłam rozpakowywać choćby część swoich klamotów. Oczywiście aby nie marnować czasu podczas tej czynności układałam przeróżniste zestawy złożonych ze swoich ubrań. Nie chciałam przesadzić z wyglądem, zwłaszcza, że to nie ja jestem gwiazdą wieczoru. Zanim wybrałam odpowiedni look, zdążyłam już podkreślić swoje naturalnie błękitne oczy robiąc tzw. smoky eye, a z włosów przy pomocy jakże niezawodnej lokówki zrobiłam spirale. Ale aby się nie narobić, stylizacji poddałam jedynie końcówki. Z racji tej, iż moje włosy były wystarczająco długie, wyglądało to dosyć efektownie. W pewnym momencie do głowy wpadł mi pewien pomysł w kwestii ubioru i od razu postanowiłam zerknąć jakby to wyglądało. I tak jak myślałam – strzał w dziesiątkę. Kobiecy, a zarazem nieco drapieżny strój w połączeniu z całą resztą prezentował się zniewalająco, a ja z triumfalnym uśmiechem ruszyłam w stronę taksówki, która już na mnie czekała.

O dziwo na miejscu byłam za niecałe 10 minut. Sądziłam, że ulokowali swój dom gdzieś na obrzeżach Londynu, gdzie wścibscy dziennikarze nie mieliby do nich dostępu, a jednak się pomyliłam. Dochodziła godzina 19, a niebo wyglądało cudownie. Wysiadłam z samochodu uprzednio uiszczając odpowiednią kwotę pieniędzy za przejazd i rozejrzałam się po okolicy. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam w stronę bramy, która odgradzała ich niesamowitą posiadłość. Szarpnęłam za klamkę i niestety, ale nie mogłam się przedostać dalej. Spojrzałam w prawo i dostrzegłam domofon. Bez zastanowienia wcisnęłam niewielki guziczek i momentalnie usłyszałam głos jednego z chłopaków. Nie byłam w stanie stwierdzić, który z nich to był, więc jedynie wydusiłam z siebie swoje imię, a brama od razu stanęła przede mną otworem.  Już u progu słychać było głośną muzykę, dzięki czemu dopadła mnie nagła chęć zawładnięcia parkietem. Nie powiem… Chłopcy mieli naprawdę niezły gust muzyczny. Stanęłam na wycieraczce a na drzwiach widniał ogromny napis: „Welcome to our world”. Nabrałam do płuc dość sporo powietrza i już miałam zapukać, gdy wejście do środka udostępnił mi Louis z drinkiem w ręku.
- Miło Cię znowu widzieć ! – wykrzyczał, po czym przyjacielsko mnie uścisnął.
- Już myślałam, że tu nie trafię – zaśmiałam się, po czym zza pleców chłopaka dostrzegłam ciekawą a zarazem komiczną scenę. Mianowicie zanoszący się ze śmiechu Harry wraz z Zayn’em wykonywali właśnie jak mniemam taniec swojego autorstwa. Gdy Lou krzyknął, że mają gościa oboje zeskoczyli z kanapy czerwieniąc się przy tym, co przyprawiło mnie o wybuch śmiechu.

Z każdą godziną domówka bardziej się rozkręcała, a do domu przychodzili coraz to nowsi ludzie. Poczułam się nieco wyobcowana, ponieważ z całego towarzystwa najlepiej znałam Malik’a. Aby nikomu nie wadzić udałam się do kuchni, oparłam się o blat kuchenny i w samotności poczęłam sączyć drinka. Postanowiłam sobie, że gdy tylko go skończę to wrócę do domu. Westchnęłam ciężko i przerzuciłam burzę włosów na prawe ramię. 
- Dlaczego tak sama tu stoisz ? – nagle w drzwiach pojawił się z rozpiętą do połowy koszulą Zayn.
- Delektuję się alkoholem– odpowiedziałam unosząc tym samym podłużną szklankę z cieczą.
- Samotnie ? – zapytał, po czym stanął obok mnie zapinając przy tym guziki swojej górnej części odzieży.
- Jak widać. – odparłam upijając łyk wódki z colą. Momentalnie poczułam jak moje całe wnętrze otula ciepło spowodowane spożytymi procentami.
- Właściwie to co Cię sprowadza do Londynu ? Jesteś tu z rodzicami czy z Nikki ? – zapytał, a mi momentalnie zrobiło się słabo. Do moich oczu poczęły napływać łzy, a Zayn momentalnie się przeraził.
- Powiedziałem coś nie tak ? Przepraszam… - zmartwił się.
- Nie.. To nie Twoja wina – zdementowałam jego obawy… - Ja… Moi rodzice nie żyją od siedmiu miesięcy.
Zayn w pewnej chwili spuścił wzrok i palcami przeczesał włosy, po czym tak po prostu, bez słowa mnie objął. Dałam ponieść się emocjom i oparłam głowę o jego ramię, a on ucałował mój czubek głowy.
** Z perspektywy Harry’ego **

Wódka, whisky… Whisky, wódka. Ta mieszanka zdecydowanie była zbędna. Czułem jak mój żołądek się przewraca, a mi robi się coraz goręcej.
- Harry ! Nie mów, że wymiękasz ! – śmiał się Ed, który miał niesamowicie mocną głowę do alkoholi.
- Daj mu spokój, zaczął już pić jeszcze przed Twoim przyjściem – stonował go Liam
Skinąłem mu w podziękowaniu głową, ponieważ doskonale wiedziałem, że gdyby nie on, to zapewne zmuszony byłbym do dalszego wlewania w siebie procentów. Jedyne co chciałem w tym momencie zrobić to wypić litr a nawet dwa wody i położyć się spać. W tym celu ruszyłem w stronę naszej wspólnej kuchni, lecz będąc w jej pobliżu postanowiłem się wycofać, ponieważ stali tam wtuleni w siebie Laura i Zayn. Nie wiedząc z jakiego powodu oblała mnie niesamowita fala zazdrości. To ciekawe, ponieważ tak naprawdę jej nie znałem, a po drugie w domu kręciło się wiele panienek, które aż prosiły się o to, aby zabrać je do łóżka. Lecz dzisiejszej nocy nie miałem na to zupełnej ochoty. Więc dlaczego akurat byłem zazdrosny o Laurę ? Jeszcze ostatni raz na nich
spojrzałem, po czym odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do swojego pokoju.


***


No i pojawił się rozdział czwarty ;)

Szczerze powiedziawszy to jestem z niego niezadowolona. Zapewne was zawiodłam, no ale chciałam by pojawiło się coś nowego.

Z góry przepraszam, ale mimo wszystko licze na wsze opinie w komentarzach ;)

P.S. Jeżeli chcecie abym informowała was o nowych rozdziałach to zostawiajcie linki do swoich twitterów w komentarzach ;)

Xx. Tomlinsonowa.

poniedziałek, 11 marca 2013

Chapter 3rd


W drodze powrotnej wręcz trzęsłam się ze strachu na myśl o tym, jak Anne zareaguje na moje wykręty. Nie wiem właściwie dlaczego w ogóle zgodziłam się pójść na ten układ, skoro doskonale wiedziałam, że nie potrafię kłamać. Już jako siedmioletnia dziewczynka próbowałam rodzicom wmawiać wszelkiego rodzaju bajki typu, iż to nie ja pociągnęłam za włosy swoją rówieśniczkę lub, że to kot strącił wazę z półki, dzięki czemu się pobiła. Momentalnie moje zachowanie zarówno jak i mimika twarzy się zmieniały. Ilekroć starałam się wywinąć z czegoś, używając do tego kłamstwa, to za każdym razem zostawałam zdemaskowana.  Zapewne i tym razem nie będzie inaczej, choć mam ogromną nadzieję, że przynajmniej pozwoli mi się zrehabilitować. Wysiadając z taksówki w głowie układałam miliony wyrażeń, których mogłabym użyć przy rozmowie z kobietą. „O, cześć Anne! Nie mam materiału, bo oddałam dla gwiazdora kartę pamięci, na której znajdowało się zdjęcie ? A pewniakiem jest to, że ją zniszczył ? ”. Jestem taką idiotką… On ma czyste konto, a ja ? Wyrzuty sumienia i zapewne ostry opierdziel od szefowej. Mam zdecydowanie za dobre serce…  Ale dobra… Było – minęło. Muszę teraz w jakiś sposób przekonać ją by dała mi drugą szansę.
Od progu przywitał mnie rozgoryczony Steve. Czyli innymi słowy miałam przerąbane, bo dałabym sobie rękę uciąć, że to sprawka Anne.
- Hej – rzuciłam smutno.
- Cześć. – odpowiedział rzucając jakimiś świstkami na panel recepcji.
- Bardzo dała popalić ? – zapytałam niepewnie
- Jak nie masz sensownych zdjęć to nawet nie zmierzaj w kierunku jej gabinetu, bo wielmożna Pani chyba okres dostała. – wycedził przez zęby, po czym deczko się uspokoił, ponieważ zorientował się, że ze mną rozmawia. – Przepraszam Cię. – dodał po chwili. – Zszarpała mi po prostu nerwy.
- W porządku. – uśmiechnęłam się do niego blado. – Ty tu odetchnij, a ja idę na ścięcie – starałam się zażartować, co najwidoczniej mi się udało, bo mężczyzna zachichotał pod nosem.
- Powodzenia – rzucił na wychodne, po czym ruszyłam w stronę gabinetu Derby. Z każdym krokiem moje serce waliło coraz to mocniej, a ja czułam, że ta rozmowa będzie jedną z dłuższych w moim życiu. Nie zdążyłam zapukać, kiedy usłyszałam głośne:  -„WEJDŹ !”. Bezszelestnie udałam się do środka, a Anne w tym samym momencie odłożyła słuchawkę służbowego telefonu.
- Masz to, o co Cię prosiłam ? – zapytała na starcie.
- Nie do końca sprawy potoczyły się po Twojej myśli. – zaczęłam z nadzieją, że moja wymówka nie okaże się fiaskiem. Kobieta milczała, czym dała mi do zrozumienia, bym kontynuowała swą wypowiedź. – Akurat trafiłam na niesamowite korki, a gdy dotarłam na miejsce, Styles’a już nie było. Kobieta chwilę analizowała sobie to, co przed chwilą jej oznajmiłam, aż w końcu głośno westchnęła. Cisza, która nastała, niesamowicie mnie przytłaczała zwłaszcza, iż doskonale wiedziałam, że ją okłamuję. Zaczęłam nerwowo miętolić w dłoniach skrawek mojej zwiewnej koszuli, a Blondynka zerknęła za zegar ścienny, który wisiał tuż nad drzwiami. Kiedy już otworzyła usta, by w końcu cokolwiek powiedzieć postanowiłam jej przerwać. Owszem, nie zachowałam się zbyt profesjonalnie, ale przecież miałam w zanadrzu całkiem niezły plan B.
- Ale w drodze do Ciebie poszperałam tu i ówdzie i trafiła w moje ręce przydatna informacja, iż jutro cały zespół w centrum handlowym „John Lewis” będzie podpisywać płyty i pomyślałam, że mogłabym się zrehabilitować i udać się tam. – rzuciłam z nadzieją, że się zgodzi.
Kobieta nerwowo podrapała się po skroni, po czym bez dłuższego zastanawiania się spojrzała na mnie troskliwym wzrokiem, co nie powiem,  niesamowicie mnie zmieszało.
- W sumie to nie Twoja wina, a po drugie jesteś świeża w tej branży, więc nie ma problemu. – odezwała się w końcu. – No a po za tym nie będziesz musiała się ukrywać, więc to tylko ułatwi Ci sprawę – słusznie stwierdziła.  Nie powiem.. Odetchnęłam z ulgą, a zarazem mocno się zszokowałam, ponieważ pierwszy raz w życiu udało mi się wywinąć z czegoś używając do tego kłamstwa.
- A teraz idź do domu odpocznij i widzimy się jutro, tym razem mam nadzieję ze zdjęciami. – dodała po chwili.
Na wychodne jedynie jej zasalutowałam, ponieważ bałam się cokolwiek powiedzieć by nie zburzyć tego, co udało mi się osiągnąć. Co prawda kłamstwem, ale najważniejsze, ze dostałam kolejną szansę.

Wracając do domu złapała mnie niesamowita ulewa. Nawet parasolka, którą przed wyjściem pożyczył mi Steve nic nie dała, bo pech chciał, że okrutny wiatr, który się zerwał zmiótł ją z moich rąk, łamiąc przy tym wszelkie druciki usztywniające przedmiot. Całe szczęście, że mieszkam niedaleko firmy i deszcz nie uszkodził mojego aparatu. Otwierając drzwi mieszkania dopiero uświadomiłam sobie, że nie miałam czasu, aby się po nim rozejrzeć. Przemoczoną kurtkę jeansową zarówno jak i czerwone convers’y zostawiłam na pralce w łazience. Korzystając z okazji wzięłam szybki prysznic obmywając się przy tym z deszczówki. Owinięta kremowym ręcznikiem udałam się do przestrzennego salonu, by z walizki wyciągnąć moją ulubioną pidżamę w groszki. W prawdzie dochodziła dopiero godzina 20, lecz byłam tak zmęczona lotem i minionymi wydarzeniami, że nie myślałam o niczym innym jak tylko wtulić się w poduszkę i spokojnie zasnąć. Ale zanim to zrobiłam postanowiłam zrelaksować się przy filiżance zielonej herbaty, która zawsze działała na mnie kojąco. Czekając na charakterystyczne pstryknięcie czajnika informujące o zagotowanej się już wodzie moją głowę zaczęły obsypywać pytania, dzięki czemu myślami wróciłam do przeszłości. Szczególnie zastanawiałam się nad tym, co robi, gdzie mieszka i jak się miewa Zayn. Ostatnim razem jak go widziałam był smutny i załamany tym, iż muszę wracać do Polski. Ah, doskonale pamiętam tamte wakacje. Byliśmy w sobie tacy zakochani. Byłam gotowa zostać dla niego na stałe w Bradford, lecz mój młody wiek i rodzice na to nie pozwalali. Potrząsnęłam głową by na dobre nie odpłynąć. Z racji tej, iż już nie miałam siły patrzeć na oczy, zostawiłam gorącą herbatę na blacie i wbiłam się do łóżka, by za moment odpłynąć do krainy Morfeusza.

Obudziły mnie wręcz piekielne promienie słońca, które przedzierały się przez mosiężne okna. Otworzyłam jedno oko by zorientować się, że ówczesnego wieczoru nie zaciągnęłam zasłon. Już chciałam przewrócić się na drugi bok w celu dokończenia smacznego snu, lecz coś podkusiło mnie by wziąć do rąk telefon. Wsunęłam prawą dłoń pod poduszkę, a dosłownie za dwie sekundy biegałam po mieszkaniu jak poparzona w pośpiechu naciągając na siebie czyste ubrania. Jak mogłam tyle spać ?! Za pół godziny zespół miał stawić się w centrum, a gdyby nie o dziwo piękna pogoda to nawet nie podniosłabym powieki ! Jak tym razem nie dostarczę Anne zdjęć, to na sto, a nawet na dwieście procent mogę pożegnać się z pracą. Wyciągnęłam z jednej z walizek jasno różowe rurki, luźny sweterek w biało-miętowe paski, do tego trampki pod kolor spodni, kilka dodatków i sprintem ruszyłam do łazienki. Ochlapałam twarz zimną wodą, po czym podkreśliłam oczy eyelinerem, wydłużającym rzęsy tuszem, a włosy zostawiłam w artystycznym nieładzie. Chwyciłam torbę, w której znajdował się obiektyw i wybiegłam z domu prosto do firmy. Nie miałam czasu by czekać na taksówkę, więc wybłagałam Steve’a by podwiózł mnie na miejsce. Na moje szczęście akurat nie miał nic do roboty, więc bez żadnego „ale” spełnił moją prośbę. 
Na miejscu byłam pięć minut przed dwunastą. Chyba pierwszy raz w życiu tak szybko uwinęłam się z poranną toaletą i z całą resztą. Dobrze, że przynajmniej dzięki tak wczesnej godzinie na ulicach nie panował popłoch. Uprzejmie mężczyźnie podziękowałam i ruszyłam do środka centrum handlowego.

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to multum dziewczyn w wieku od 13 do 17 lat. Większość z nich miała podobizny swoich idoli na koszulkach, inne na policzkach miały wymalowane logo ich zespołu. Cóż za szaleństwo ! W sumie chciało mi się śmiać z tej całej szopki, jaką wywołali swoimi osobami, ale w końcu bez boy bandów świat byłby nudny. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ dotarłam na czas i w końcu będę mogła dostarczyć Anne zdjęcia. Założyłam, że chłopcy z 10-15 minut się spóźnią, więc skierowałam się w stronę kafejki w celu nabycia latte machiato, którą uwielbiałam. Lewą rękę wsunęłam w tylną kieszeń swoich spodni i wyciągnęłam z nich przepustkę, którą uprzedniego wieczoru podarował mi gwiazdor. Popijając mrożoną kawę ruszyłam w stronę długiego stołu, który otaczali dosyć groźnie wyglądający ochroniarze. Westchnęłam przeciągle i podeszłam do jednego z nich. Bez słowa okazałam mu plakietkę, a ten uśmiechnął się do mnie, dzięki czemu mój rytm serca nieco się uspokoił.
- Harry wspominał, że Pani przyjdzie. Zapraszam na siedzenia tuż obok miejsc chłopców. – oznajmił mi, na co ja w odpowiedzi jedynie skinęłam mu głową. W sumie nie sądziłam, że Styles wywiąże się z umowy. A jednak niesamowicie sobie zapunktował. Rozejrzałam się dookoła, a zaraz po tym fanki zespołu poczęły śpiewać przeróżniste piosenki. Można było domyśleć się, że to z ich repertuaru. Usiadłam na wyznaczonym przez ochroniarza miejscu i kubeczek z niedopitą latte postawiłam na ziemi. Wyciągnęłam z torby lustrzankę i delikatnie ją przeczyściłam. W pewnym momencie na środek ogrodzonego parkietu wyszedł rozentuzjazmowany, dosyć niski mężczyzna, oznajmiając przy tym grupie dziewcząt, że chłopcy już do nich idą. Dosłownie kilka sekund po jego wypowiedzi sznurem zaczęli wychodzić członkowie zespołu. Oczywiście jako pierwszy pojawił się Harry i od razu wyszukał mnie wzrokiem po czym pokazał mi swój kciuk wzniesiony ku górze. Uśmiechnęłam się blado i przysunęłam sobie obiektyw do twarzy by pstryknąć kilka zdjęć wstępnych reszcie boy bandu. Jako drugi pokazał się uroczy, roześmiany Blondyn z aparatem na zębach, zaraz po nim przyczłapała się wygłupiająca się dwójka szatynów. Nagle poczułam, że moje kolana robią się niczym z gumy. Gdybym nie siedziała teraz na krześle to zapewne bym upadła. Zacisnęłam mocno powieki i potrząsnęłam głową mając nadzieję, że to tylko urojenie, leczy gdy spojrzałam jeszcze raz, uświadomiłam sobie, że to on. Ten cudowny Mulat, o czekoladowych oczach, w którym zakochałam się 3 lata temu. Ubrany w skórzaną, czarną kurtkę z burzą rozczochranych, ciemnych włosów machał w stronę swoich fanek. Przełknęłam ogromną gulę w gardle i poczułam jak wszystkie moje mięśnie się napinają. Zaczęlam głęboko oddychać, by nie stracić świadomości tego, co się dzieje. Na całe szczęście w tłumie rozpłakanych dziewcząt dostrzegłam obiekt ostatnich wyzwisk i chamskich odzywek – Taylor Swift. Skierowałam obiektyw w jej stronę i zrobiłam kilka genialnych zdjęć uśmiechając się przy tym triumfalnie, ponieważ czułam, że Anne będzie zadowolona z mojej pracy.
Cała „impreza”, że tak to nazwę, trwała niespełna godzinę. Przez cały ten czas starałam się zachować trzeźwy umysł. Zayn niestety mnie nie zauważył, no ale może w sumie to i lepiej. Przynajmniej on nie zaprzątał sobie myśli czymś nie istotnym. Gdy już podniosłam się z miejsca i miałam zamiar wychodzić, poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Odwróciłam się i nie ujrzałam nikogo innego jak Harry’ego.
- A Panna gdzie ucieka ? – zachichotał wesoło. – Muszę się jakoś odwdzięczyć. – dodał.
- Ależ to drobiazg. – zaśmiałam się melodyjnie.
- Żaden drobiazg. Mimo, że się kompletnie nie znamy, to zrobiłaś już dla mnie wiele dobrego. – stwierdził, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę zaplecza. – Poznasz resztę. – oznajmił, a ja poczułam, że żołądek mam coraz bliżej gardła.
Pomimo moich wykrętów Lokaty uparcie prowadził do reszty swoich przyjaciół. Gdy byliśmy już na naprawdę niebezpieczną odległość od nich, zatrzymał się na chwilę i zdezorientowany spojrzał na mnie.
- A tak na marginesie to mógłbym poznać Twoje imię ? – zapytał, nerwowo zarzucając burzę włosów do tyłu. Już chciałam otworzyć usta by się przedstawić, lecz wyprzedził mnie tak dobrze znany mi głos.
- LAURA ?!
** Z pespektywy Zayn’a **

Właśnie czekaliśmy z chłopakami na Harry’ego i zastanawialiśmy się gdzież on mógł znowu się podziać, kiedy moje oczy spostrzegły ją – blond piękność o nieśmiałym uśmiechu, która swoim sposobem bycia rozświetliła część mojego życia. Momentalnie upuściłem na ziemię paczkę papierosów, którą akurat trzymałem w ręce i podbiegłem do niej.
- Nie wierzę… - wydusiłem, a moje oczy się zaszkliły. Aby doszczętnie się nie rozpłakać i nie wyjść na mięczaka przytuliłem ją do siebie najczulej jak tylko mogłem.
- Gdzieś ty się Malik podziewał… - wyszeptała mi w ramie.


***

No i pojawił się rozdział trzeci ;)
Jak wrażenia ?
Wiem, że trochę was zawiodłam, ale musiałam skupić się najpierw na wstępie, który idealnie opisałby znajomość Laury z Hazzą i Zayn'em.

Zdradzę, że w następnym rozdziale będzie się już działo ;)

Liczę na wasze komentarze <3

Xx. Tomlinsonowa