środa, 27 lutego 2013

Chapter 2nd

- Będziesz miała świetny materiał, pamiętaj o kamuflażu, bla, bla, bla – przedrzeźniałam mojego nowego pracodawcę pod nosem opuszczając wnętrze brytyjskiej siedziby plotkarskiej. Czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że nie mam bladego pojęcia o tej pracy ? To, że posiadam swój własny sprzęt to jeszcze o niczym nie świadczy. Ale w sumie sama się o to prosiłam. Doskonale wiedziałam, w co się pakuję wysyłając swoje dokumenty. Tak czy owak… Przecież nie mogłam się wycofać w takiej chwili. A może z czasem dostanę awans ? Kto wie… 
Tylko kim do licha jest Harry Styles i ta jego gromada ? Rzeczywiście, miałam ogromne braki w świecie show biznesu. Ale co się dziwić ? Półtora roku swojego żywota spędziłam w szpitalu podłączona do różnych, dziwny aparatur, które cudem utrzymywały mnie przy życiu.
Lokując się wygodnie na tylnym siedzeniu samochodu podałam taksówkarzowi karteczkę z adresem Swift, który zapisała mi Anne. Oczywiście przy okazji poprosiłam go o to, by wysadził mnie z dwie przecznice wcześniej, ponieważ nie mogłam od tak sobie bezczelnie wysiąść pod jej domem i cyknąć kilka zdjęć chłopakowi i oznajmić mu dodatkowo, że jego podobizna znajdzie się na pierwszych stronach brukowców. Szczerze powiedziawszy wszystko się we mnie przewracało i gdyby nie to, że na okrągło znajduję się w miejscu publicznym to zapewne z nadmiaru stresu bym zwymiotowała. Czułam, że coś pójdzie nie tak…
Przemierzając taksówką londyńskie ulice moją uwagę przykuła dosyć chwytliwa nutka, która akurat rozbrzmiała w samochodowym radiu. Poczęłam kołysać głową w rytm melodii, która już wiedziałam utknie mi w głowie do końca tego dnia. W pewnym momencie zmarszczyłam brwi, głęboko się zastanawiając nad pewną rzeczą. Otóż jeden z głosów, jaki miałam okazję usłyszeć w piosence wydawał mi się szczególnie znajomy. Te charakterystyczne dźwięki nie dawały mi spokoju do momentu, gdy mężczyzna prowadzący akurat audycję radiową mnie ocucił.  „No i premierę nowego singla One Direction mamy za sobą! Teraz tylko patrzeć aż zacznie górować na listach przebojów” – krzyczał rozentuzjazmowany speaker. Dodatkowo podał tytuł mniemanego hitu, lecz nie byłam w stanie go zapamiętać, ponieważ starszy mężczyzna zatrzymał swój wóz i odwrócił się w moją stronę oczekując zapłaty za przejazd. Potrząsnęłam znacząco głową wyrzucając tym samym z niej wokal jednego z chłopaków śpiewających w zespole. Zapewne coś mi się ubzdurało. Nie czas na zaprzątanie swoich myśli nieistotnymi błahostkami. Mam misję do spełnienia.
Zapłaciłam za usługę należytą kwotę, uprzejmie podziękowałam i wygramoliłam się na zewnątrz. Rozejrzałam się dookoła. Okolica wydawała się naprawdę na jedną z porządniejszych w mieście. Ale co się dziwić… Przecież takie gwiazdy jak Taylor Swift nie będą mieszkać w byle jakich hotelach. Pięć gwiazdek i ani jednej mniej. Uniosłam wzrok ku niebu i doszłam do wniosku, że goni mnie czas, zwłaszcza, że lada moment może lunąć deszcz, ponieważ pogoda dzisiejszego dnia była naprawdę kapryśna. Ni stąd ni zowąd poczułam jak moje dłonie zaczęły nienaturalnie się telepać i pocić. Czy cyknięcie kilku zdjęć chłopakowi sprawia mi aż taki problem ? I co w związku z tym, że to debiut i głośno o nim dosłownie wszędzie ? W gruncie rzeczy to nawet gdyby Anne nie pokazała mi jego zdjęcia to nie wiedziałabym jak wygląda ! –„Laura, opanuj się!” – Skarciłam się w myślach, po czym nie zastanawiając się ani chwili dłużej rozpięłam swoją mosiężną torbę i wyjęłam z niej pojedynczą lustrzankę, do której od razu przyłączyłam dodatkowy obiektyw. Przysunęłam sobie aparat do twarzy i spojrzałam przez niewielkie okienko regulując tym samym ostrość. Gdy uznałam, że jest idealnie, niepewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Rozejrzałam się wokoło własnej osoby – jedynie kilka osób gdzieniegdzie przemierzało wąskie uliczki osiedla. Prawą dłonią sięgnęłam do tylnej kieszeni swoich ciasnych jeansów i wyjęłam z niej pomiętolony świstek. Spojrzałam na niego, po czym rzuciłam okiem na jeden z hoteli. Tak, byłam u celu… Wyrzuciłam papierek za siebie i postanowiłam poszukać jakiegoś ustronnego miejsca by nie spłoszyć tym swojej „ofiary”. Nazywałam go tak w myślach, ponieważ tak naprawdę nią jest. Przecież to logiczne, że zdjęć nie zostawię dla siebie tylko dam na pożarcie psom. Gdy tylko pojawią się one w sieci psychofanki i nie tylko one rzucą się na nie jak bydło odhaczając kolejny etap pozbawiania prywatności swojego idola.
Tak jak sądziłam, wylądowałam w gęstych krzakach czając się na gwiazdora. W między czasie, aby nie marnować czasu postanowiłam delikatnie przetrzeć obiektyw, by zupełnie przez przypadek nie spieprzyć zdjęć swoim niechlujstwem. W pewnym momencie usłyszałam huk zatrzaskiwanych drzwi. Odruchowo chwyciłam lustrzankę i spojrzałam w jej okienko. Bingo ! Pojawił się mój cel. Na kilometr było czuć od niego rozgoryczenie i niesmak. Opuszczając budynek rzucił z gestem przy tym damską biżuterią, którą akurat trzymał w dłoni, a jej perłowe koraliki bezwładnie rozsypały się po szarych kostkach. –„Teraz albo nigdy!” – pomyślałam i automatycznie wcisnęłam wypukły, czarny guzik znajdujący się po prawej stronie aparatu i tak jak przypuszczałam… Coś po prostu MUSIAŁO pójść nie tak… Oślepiający błysk flesh’a rozbłysnął jak szalony, zwracając przy tym uwagę mojej osoby. Chłopak nerwowo począł rozglądać się wokoło. W duszy modliłam się by mnie nie zauważył i w tym celu skuliłam się możliwie mocno, chowając za sobą obiektyw. Jednak jak się okazało moja kryjówka nie była wystarczająco odpowiednia, ponieważ dosłownie za trzy sekundy Lokaty zmierzał w moją stronę. Zerwałam się na równe nogi, po czym poczułam jak moje całe ciało ogarnia niesamowity paraliż. W myślach wręcz krzyczałam i błagałam by w końcu ruszyć się z miejsca, lecz na próżno… Jedynie, co byłam w stanie w tej chwili zrobić to kilka kroków w tył. –„No to jestem w dupie” – stwierdziłam w myślach, po czym zirytowany chłopak stanął naprzeciwko mnie.
- Usuń je – nakazał patrząc na mnie spod opadającej mu na oczy grzywki. Przełknęłam ogromną gulę, która utknęła mi w gardle i już chciałam coś powiedzieć, kiedy mnie wyprzedził. – Usuń je, albo ja to zrobię.
- Chyba sobie żartujesz. – Odparłam w końcu, świstem wypuszczając powietrze z ust.
- Czy wyglądam na takiego, który sobie żartuje ? – rzucił retorycznym pytaniem wskazując tym samym na swoją twarz. Rzeczywiście… Jego mina wyrażała jedynie niesamowitą złość. Nie wiedziałam czy to z powodu mojego zdjęcia czy może w hotelu zetknął się z nieprzyjemną sytuacją.
- A co Ci zależy ? Przecież i tak non stop jesteś fotografowany, przez co nie masz prywatności, więc jedno zdjęcie w te czy we wte nie zrobi większej różnicy – słusznie stwierdziłam.
- I tu się mylisz Moja Droga. Akurat to zdjęcie może namieszać mi w życiorysie.
- No tak, przecież taka gwiazda jak ty nie może popsuć sobie renomy – odpysknęłam mu już znacznie pewniej.
- Ty nic nie rozumiesz… - tym razem dało się zauważyć, że jakby trochę posmutniał, na co postanowiłam milczeć. Najwyraźniej zorientował się, że oczekuję wyjaśnień, więc kontynuował. – I tak już media zrobiły wystarczająco wielkie zamieszanie wokół znajomości mojej i Taylor. Straciłem wielu fanów, co mnie ogromnie dołuje. Nie chcę po prostu by znienawidzono mnie jeszcze bardziej, a to zdjęcie może tym skutkować. Zwłaszcza, że ja i ona to rozdział zamknięty. – tłumaczył się Styles. W sumie nie wiedziałam dlaczego to robi. Przecież mógł od razu wyrwać mi aparat z rąk i bezczelnie usunąć fotografie. Widać było, że ma maniery. Jednak poniekąd też chodziło tu o mnie.
- Tylko wiesz… - zaczęłam. – To moja praca, a to zlecenie jest pierwszym, także nie wiem jak mam się wytłumaczyć mojemu pracodawcy. Chłopak podrapał się po skroni zastanawiając się nad przyzwoitym rozwiązaniem.
- Mam pewien pomysł. Lecz to zależy tylko i wyłącznie od Ciebie czy pójdziesz na taki układ. – bacznie przyglądałam się Lokatemu z ciekawością przysłuchując się temu, co ma do zaoferowania. – Otóż bardzo bym Cię prosił o usunięcie tych zdjęć. W ramach rekompensaty przyjdź na nasze podpisywanie płyt jutro o 12 w centrum handlowym „John Lewis”. Znajduje się ono we wschodniej części Londynu, tuż obok parku olimpijskiego. – zaproponował, po czym wyciągnął z tylnej kieszeni swoich spodni niewielką plakietkę, po czym wysunął ją przed siebie. – Weź tą przepustkę i dla ochroniarza powiedz, że jesteś ode mnie. Za okazaniem jej zapewne nie będzie miał z tym większego problemu.
- A co z moją szefową ? – przerwałam mu w połowie wypowiedzi.
- Powiedz, że akurat trafiłaś na korki i gdy dotarłaś na miejsce, to mnie już nie było.
Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, co mam zrobić. Przecież nie chcę w pierwszym dniu pracy zebrać multum minusów u Anne. Ale jednak to, o czym mówił Harry miało ręce i nogi.
- Niech Ci będzie – odparłam w końcu. – Mam nadzieję, że nie wywiniesz się z tego.
- Dziewczyno… Oddałem Ci swoją wejściówkę. Sam będę musiał tłumaczyć się z tego, dlaczego jej nie mam.
- W porządku. Kilka minut po 12 zjawię się na miejscu – zapewniłam, po czym wyjęłam z lustrzanki kartkę pamięci i wręczyłam ją chłopakowi.
- Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. – szeroko się do mnie uśmiechnął, dzięki czemu na jego policzkach uwydatniły się urocze dołeczki, które od razu mnie urzekły. 


***


No więc akcja powoli się rozkręca :D

Mogę wam zdradzić, iż Laura w następnym rozdziale spotka się ze swoją starą miłością - Zayn'em ;)



+ Liczę na wasze opinie w komentarzach <3



Tomlinsonowa. xx

niedziela, 24 lutego 2013

Chapter 1st


Wchodząc do samolotu myślami wędrowałam już gdzieś po za granicami państwa. Całe szczęście, iż Polskę i Wielką Brytanię dzielił jedynie półtorej godzinny lot. Jedynie pozostaje pytanie: Dlaczego? Otóż nie potrafiłam już dłużej żyć ze stertą tak okrutnych wspomnień. Byłam zmuszona zostawić ciężki bagaż za sobą i zacząć wszystko od zera. Oczywiście mam na uwadze fakt, iż życie jeszcze wiele razy rzuci mi kłody pod nogi, lecz tym razem przyrzekłam sobie, że nie pozwolę im siebie staranować. Nie tym razem. Będę przez nie tak długo przeskakiwać, aż któregoś dnia doskoczę na tyle wysoko, że śmiało będę w stanie stwierdzić, iż żadna przeszkoda nie jest mi straszna. Na chwilę obecną walczę o swoje marzenia, jakim jest fotografia. Dostałam od życia porządnego kopa, dzięki czemu w końcu ruszyłam się z miejsca. Malutkimi, wręcz mrówczymi krokami dążę do swego celu by w końcu, pierwszy raz od dłuższego czasu dumnie stwierdzić: „Udało mi się”. No, ale cóż… Na chwilę obecną muszę skupić się na swojej nowej pracy, którą tak naprawdę dostałam zupełnie przez przypadek. Otóż szukając odpowiedniego dla siebie domu w centrum Londynu natrafiłam na reklamę oferty pracy. Znacznie mi to ułatwiło moją aktualną pozycję, ponieważ tak czy owak musiałabym poszukać sobie jakiejś roboty, ale od początku stawiałam na coś w stylu kelnerka małej gastronomii, lub co gorsze barmanka w knajpie, na dodatek totalnie zasyfionej. Czytając ofertę, którą proponowała dość spora brytyjska firma w pierwszej chwili zastanawiałam się, w jaki sposób chcą okantować ludzi, ponieważ nie mieściło mi się w głowie, że tak potężna działalność desperacko szuka pracowników w sieci. Jednak coś podkusiło mnie bym przedzwoniła na numer, który podali w formularzu. Kobieta, z którą miałam przyjemność dyskutować była naprawdę sympatyczna i dało się z nią porozmawiać jak z człowiekiem. Nie to co ludzie tutaj, w Polsce – wiecznie ze wszystkiego nie zadowoleni i opryskliwi wobec innych. Brytyjka przedstawiła mi warianty, które musiałam niezwłocznie spełnić by moje zgłoszenie zostało w ogóle rozpatrzone. W jednej chwili pomyślałam, że to bezsens, ponieważ po za mną zapewne dziesiątki ludzi ubiega się o tą posadę, lecz w drugiej stwierdziłam, iż nie mam nic do stracenia, więc postanowiłam stworzyć swoje pierwsze w życiu CV i wraz z port folio wysłać do agencji. Ale jak zawsze musiał być mały mankament. To nie było zwykłe studio fotograficzne dla młodych artystów pragnących rozwijać swoje umiejętności poprzez sesje zdjęciowe i takie tam. Było to totalne jego przeciwieństwo. Mianowicie ogromna firma plotkarska dysponująca swoim własnym magazynem, stroną internetową i do dopięcia ostatniego guzika brakowało im paparazzi. No cóż… Na moje szczęście lub nie dostałam tę pracę. W sumie cieszyłam się z tego, ponieważ mam okazję by w końcu odbić się od dna. No a jak wiadomo od czegoś trzeba zacząć. 

Lot nie należał do męczących. W sumie półtorej godziny to nic wielkiego. Obok mnie siedziała non stop uśmiechnięta dziewczyna o brązowych włosach. Moją uwagę przykuła koszulka, którą akurat miała na sobie. Na jej środku widniał ogromny napis: One Direction. Brunetka wyglądała na naprawdę szczęśliwą i podekscytowaną. Zakładałam, że to jakiś zespół i akurat leciała na ich koncert. Wyobrażam sobie tylko, co czuła w środku. Zapewne nic innego w tym momencie się nie liczyło. Miała wyznaczony cel i trzymała się go choćby nie wiadomo co się działo. W sumie w jakimś stopniu jej tego zazdrościłam. Sama nie pamiętam kiedy mimowolnie się uśmiechnęłam. Tak czy owak… Londyńska pogoda mnie nie zachwyciła. No ale mogłam się tego spodziewać. Tutejszy klimat jest niesamowicie wilgotny z racji tej, iż jest to najzwyczajniej w świecie wyspa. Tak miło było po raz kolejny się tu znaleźć. Ostatnie odwiedziny pamiętam jak by to było wczoraj. Akurat kończyłam 17 lat i rodzice w ramach prezentu postanowili mi i mojej przyjaciółce Nikoli zafundować wakacje w Anglii. A to, że moje urodziny wypadają w lipcu to tylko ułatwiło nam sprawę. Z większością miejsc tutaj wiążę wiele cudownych wspomnień. Do tej pory mam przed oczyma widok tajemniczego Bruneta o cudownych czekoladowych oczach. Intrygował mnie swoją osobowością, a co więcej był moją wakacyjną a zarazem pierwszą miłością. Razem z końcem sierpnia oznajmił mi, że ma w planach zdobyć się na odwagę i wziąć udział w eliminacjach do tego komercyjnego programu, jakim jest X-Factor, lecz niestety… Do tej pory nie wiem jak potoczyły się jego dalsze losy, ponieważ musiałam wracać do Polski, a potem ten nieszczęsny wypadek i większość czasu spędziłam w szpitalu, więc nie było nam pisane by się ze sobą kontaktować. Lecz jego imię szczególnie utkwiło mi w pamięci. A brzmiało ono Zayn.

Przemierzając taksówką ulice Londynu czułam się niesamowicie. Ci wszyscy pozytywni, uśmiechnięci ludzie nie wiadomo dlaczego dodawali mi otuchy samym swoim widokiem. Czułam, że to mój rok. W końcu moje nastawienie powoli zaczęło się zmieniać.
Przekraczając próg mojego nowego mieszkania moje serce zaczęło nienaturalnie mocno bić. Zapłaciłam dla sympatycznego taksówkarza, który z własnej woli postanowił pomóc mi wnieść do środka wszystkie moje bagaże i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, co się wokół mnie dzieje. Przeprowadziłam się do Wielkiej Brytanii, za moment wkroczę do wielkiego świata plotek, które ja sama będę rozsiewać poprzez zdjęcia, które tak naprawdę nie powinny ujrzeć światła dziennego. Co ja w ogóle robię ? Przecież mogę tym komuś zniszczyć karierę, na którą tak ciężko zapracował. Ale cóż… Show biznes jest okrutny, a ja nie mam zamiaru rezygnować z marzeń tylko i wyłącznie dlatego, że mogę jakiejś rozkapryszonej gwiazdeczce pokrzyżować plany. O nie… Nie zaznam litości. Jak to mówią – po trupach do celu. A ja zamierzam ten cel osiągnąć. Nie ważne jakie konsekwencję mogę dzięki temu ponieść. Wszystko biorę na swoje barki.
Rozejrzałam się po swoim nowym miejscu zamieszkania i ku swojemu zdziwieniu mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Czas spełniać marzenia – rzuciłam pod nosem zamykając przy tym za sobą drzwi, po czym ruszyłam w stronę ogromnego budynku, który znajdował się dosłownie kilka przecznic od mojego mieszkania. Jak na jedną, wielką siedzibę plotek budowla wyglądała naprawdę przyzwoicie. Weszłam do środka i od progu moje nozdrza otulił zapach świeżo palonej kawy. Zanim zdążyłam się rozejrzeć po pomieszczeniu zaskoczył mnie wyższy od mojej osoby, elegancko ubrany mężczyzna.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc ? – zapytał typowo brytyjskim akcentem.
- Tak właściwie to szukam gabinetu właścicielki firmy. – odparłam mu trochę zażenowana, ponieważ nawet nie znałam nazwiska tak ważnej osobowości.
- A czy była Pani umówiona z szefową ?
- Tak. Przyszłam do niej po swoje pierwsze zlecenie. Kilka dni temu otrzymałam posadę jako paparazzi w waszej firmie – uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, co udzieliło się również i jemu.
- W takim razie witam w rodzinie – rzekł już w miarę spokojniejszy. – Pani pozwoli, że zaprowadzę do gabinetu. – podał mi swoją dłoń.
- Proszę mi mówić Laura – pouczyłam go, ponieważ nie znosiłam, gdy ktoś zwracał się do mnie na per Pani.
- Steve – przedstawił się i poprowadził mnie wzdłuż długiego, pięknie urządzonego korytarza. W pewnym momencie mój przewodnik znacznie zwolnił chód aż w końcu zatrzymał się przy pewnych drzwiach, na których widniał napis: „Anne Derby”.
- Mam nadzieję, że na starcie nie rzuci Cię na głęboką wodę – zwrócił się do mnie. – No, ale w każdym bądź razie życzę powodzenia – uśmiechnął się do mnie i zacisnął kciuki pokazując tym samym, że mi kibicuje. W odpowiedzi jedynie odwzajemniłam uśmiech i łapiąc głęboki oddech zapukałam dwa razy w ogromne mahoniowe drzwi i usłyszałam krótkie: „Proszę!”. Nieśmiałym krokiem sunęłam do środka pomieszczenia a moim oczom ukazała się kobieta o naturalnym blond kolorze włosów i delikatnym makijażu. Jak na moje oko wyglądała na 27 może 28 lat.
- O, dzień dobry. Ty zapewne jesteś Laura Werner ? – zapytała rozpromieniona.
- Tak. Miło mi Panią poznać – odparłam po czym zamknęłam za sobą drzwi i podałam jej swoją dłoń.
- Anne Derby – rzuciła. Spokojnie możesz mi mówić po imieniu. – dodała po chwili. – Twoje port folio szczególnie przypadło mi do gustu. Przyznam, że zaintrygowała mnie Twoja technika. Między innymi, dlatego postanowiłam z Tobą pracować. Zakładam, że nigdy wcześniej nie miałaś styczności z pracą paparazzo ? – zapytała, bacznie mi się przyglądając. Kobieta naprawdę była konkretna. Ale byłam z tego powodu zadowolona, ponieważ nie owijała w bawełnę poprzez przedstawianie mi zasad BHP i innych nie istotnych bzdur. Od razu przeszła do rzeczy.
- Nie szczególnie.
- Czyli nigdy – pozwoliła sobie dokończyć moją wypowiedź. – Powiem Ci tyle, że nie ma w tym nic trudnego. Tylko musisz być naprawdę dyskretna i nie pozwolić się zdemaskować. Kamuflaż w tej pracy jest podstawą. Dysponujesz własnym sprzętem czy mamy Cię w niego wyposażyć ?
- Nie, posiadam własne aparaty i obiektywy. Mam je nawet ze sobą – odparłam by zapunktować i na samym początku wyrobić sobie dobrą opinię.
- Świetnie, podoba mi się Twoje przygotowanie do pracy. W takim razie nie będziemy zwlekać i swoje zlecenie zaczniesz od chwili obecnej. – cały ten czas uważnie przysłuchiwałam się temu, co mówiła Anne. – One Direction, mówi Ci coś ta nazwa ?
- Coś obiło mi się o uszy, lecz nawet nie wiem jak wyglądają i kim są. – rzuciłam od tak sobie, ponieważ przypomniała mi się ta charakterystyczna koszulka dziewczyny, obok której miałam okazję siedzieć podczas lotu tutaj.
- Nie ważne. – odparła kobieta, po czym wysunęła przed mój nos zdjęcie dosyć młodego chłopaka z burzą loków. – To jest Harry Styles, jeden z wokalistów. Tak właściwie to jest ich razem pięciu, ale to z czasem. Twoim zadaniem jest pojechać pod dom Taylor Swift. – i tu na fotografię przykleiła niewielką karteczkę z nazwą ulicy. – Styles właśnie ją
odwiedził, więc dopóki tam dotrzesz on zdąży odbębnić swoją wizytę, a ty będziesz miała świetny materiał na zdjęcia. 
- To jest jego aktualna fotografia ? – zapytałam, kierując wzrok w stronę niewielkiego świstka z jego podobizną.
- Tak. Tylko pamiętaj o kamuflażu. Nie chcemy toczyć jakichkolwiek wojen z którąś z gwiazd. – pouczyła mnie blondynka. – Czy wszystko jest zrozumiałe ? – zapytała po czasie.
- Jasne. – odparłam, zupełnie nie wiedząc jak mam wykonać zlecone mi zadanie.

***

A więc pojawił się rozdział pierwszy ;-)
Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jaka jestem podekscytowana tym opowiadaniem ;-)
Mam tysiące pomysłów na sekundę ;-)

A więc zachęcam do komentowania.
Chciałabym poznać waszą opinię ;-)





środa, 20 lutego 2013

Prolog

Zbyt dużo emocji targa mną na chwilę obecną i sama nie wiem w którą stronę mam pójść. Jestem zagubioną istotą, która zabłądziła w ciemnym lesie, gdzie co chwilę z innej strony zapala się światło, a kiedy chcę pójść w jego stronę to bezlitośnie razi mnie w oczy. Upadam. Czasami czuję, że się zgubiłam i już nigdy nie zdołam się odnaleźć. To nieprawdopodobne, że kiedyś miałam w posiadaniu tyle siły, a teraz potrzebuję jej jak nigdy przedtem. Nie żyję, egzystuję.
W tym momencie zdecydowanie wolałabym stać się niewidzialną i drwić sobie z innych, tak jak oni drwią ze mnie. Karmiłabym się ich hańbą podczas gdy oni słabnęliby z sekundy na sekundę.
"Dosyć !" - Skarciłam się w myślach. "Nie możesz się pogrążyć. Nie teraz !". Po raz ostatni zerknęłam na tuż zrobione przed tragedią wspólne zdjęcie i przeciągle westchnęłam. Nie mogłam przecież zmarnować drugiej szansy. Na dodatek nie byle jakiej. Do chwili obecnej nie wiem na jakiej podstawie Bóg postanowił mnie wskrzesić. Nigdy nie należałam do tych grzecznych dziewczynek, które punktualnie wracały do domu i prowadziły nienaganny tryb życia. Tak naprawdę byłam jednym, wielkim problemem. A może z drugiej strony ma być to dla mnie karą ? Bo jeżeli taka jest prawda - to udało się. Nigdy przedtem nie czułam się gorzej. A szansa jakim jest życie raptownie straciło jakikolwiek sens.
Dlatego zaczynam wszystko od zera. Tylko ja, obiektyw w dłoni i ogromna metropolia jaką jest Londyn.
A co jeżeli się nie uda ? Szczerze powiedziawszy zawsze biorę taką opcję pod uwagę, lecz od czasu wypadku nauczyłam się myśleć realistycznie i nie wybiegać zbytnio w przyszłość.
Planując coś zawczasu można prędko się rozczarować, iż życie lubi wprowadzać zmiany w scenariuszu. Niekiedy drobne, których praktycznie nie jesteśmy w stanie odczuć, a niekiedy drastyczne, które odbijają się później na naszej psychice. Dlatego ja żyję chwilą obecną. Nie mam zamiaru ubolewać nad pokruszonymi planami. A jeżeli już coś ma się wydarzyć - to tak czy owak wydarzy. Nie jesteśmy w stanie niczego przewidzieć.
Swoją misję uważam za rozpoczętą. Cel ? Tak naprawdę celu w tym nie mam żadnego. No może jedynie by w kawałku dotrzeć na miejsce.