- Przecież to tylko zwykła kartka papieru. – Zachęcał mnie Harold, lecz ja usilnie zastanawiałam się nad tym, czy rzeczywiście powinnam to zrobić. Delikatnie przechyliłam głowę i z uporem wpatrywałam się w niewielkie frędzelki, które mimowolnie powiewały na ciepłym, hiszpańskim wietrze. – No dalej. – Zawtórował, po czym ochoczo dźgnął mnie palcem w bok, co spowodowało, że panicznie zachichotałam.
Na jednym ze słupów oświetleniowych wisiał pojedynczy, biały świstek o standardowych wymiarach. Całe jego miejsce zajmowały napisane wytłuszczonym drukiem słowa „TAKE WHAT YOU NEED”, a tuż pod nimi tańczyło kilkanaście, porozdzielanych od siebie prostokącików, na których widniały takie słowa, jak: nadzieja, wiara, cierpliwość, odwaga, zrozumienie, pokój, pasja, siła, piękno, wolność, szczęście czy miłość.
Westchnęłam ciężko i wyciągnęłam przed siebie dłoń, po czym chwyciłam za jedną z karteczek i jednym, sprawnym ruchem rozdzieliłam ją od reszty. Harry spojrzał na mnie wyczekująco, lecz ja jedynie uśmiechnęłam się do niego i schowałam swoje pragnienie do tylnej kieszeni szortów.
Spacerując tak po ulicach stolicy Katalonii, zdałam sobie sprawę, iż to był nasz ostatni dzień wakacji. Wakacji, które utknął mi w głowie na resztę życia. Wakacji, które były odskocznią od szarości życia codziennego. Życia, które ostatnimi czasy i tak nie było dla mnie zbyt łaskawe.
Byłam wdzięczna Harry’emu, że zorganizował nam ten tydzień relaksu. W końcu mogliśmy spędzić czas tylko i wyłącznie we dwoje, nie martwiąc się o sprawy, które w tym momencie zdawały się nie istotne. Ubolewałam jednak nad tym, że beztroski czas, dobiega końca…
Na samą myśl o powrocie do deszczowego Londynu robiło mi się nie dobrze. Fakt faktem, był już październik, lecz szczerze powiedziawszy za bardzo przyzwyczaiłam się do grzania tyłka na hotelowym tarasie.
Od momentu biwaku, moje relacje zarówno z Zaynem jak i Nikki są znikome. Ani oni, a tym bardziej nie ja nie zamierzamy wykonać pierwszego kroku. A może po prostu się boimy? Nie wiem, ciężko mi jest się zdefiniować.
Na jednym ze słupów oświetleniowych wisiał pojedynczy, biały świstek o standardowych wymiarach. Całe jego miejsce zajmowały napisane wytłuszczonym drukiem słowa „TAKE WHAT YOU NEED”, a tuż pod nimi tańczyło kilkanaście, porozdzielanych od siebie prostokącików, na których widniały takie słowa, jak: nadzieja, wiara, cierpliwość, odwaga, zrozumienie, pokój, pasja, siła, piękno, wolność, szczęście czy miłość.
Westchnęłam ciężko i wyciągnęłam przed siebie dłoń, po czym chwyciłam za jedną z karteczek i jednym, sprawnym ruchem rozdzieliłam ją od reszty. Harry spojrzał na mnie wyczekująco, lecz ja jedynie uśmiechnęłam się do niego i schowałam swoje pragnienie do tylnej kieszeni szortów.
Spacerując tak po ulicach stolicy Katalonii, zdałam sobie sprawę, iż to był nasz ostatni dzień wakacji. Wakacji, które utknął mi w głowie na resztę życia. Wakacji, które były odskocznią od szarości życia codziennego. Życia, które ostatnimi czasy i tak nie było dla mnie zbyt łaskawe.
Byłam wdzięczna Harry’emu, że zorganizował nam ten tydzień relaksu. W końcu mogliśmy spędzić czas tylko i wyłącznie we dwoje, nie martwiąc się o sprawy, które w tym momencie zdawały się nie istotne. Ubolewałam jednak nad tym, że beztroski czas, dobiega końca…
Na samą myśl o powrocie do deszczowego Londynu robiło mi się nie dobrze. Fakt faktem, był już październik, lecz szczerze powiedziawszy za bardzo przyzwyczaiłam się do grzania tyłka na hotelowym tarasie.
Od momentu biwaku, moje relacje zarówno z Zaynem jak i Nikki są znikome. Ani oni, a tym bardziej nie ja nie zamierzamy wykonać pierwszego kroku. A może po prostu się boimy? Nie wiem, ciężko mi jest się zdefiniować.
Jednak jest coś, co nie pokoi mnie w znacznie większym stopniu.
Każdej nocy pojawia się jeden i ten sam sen, który miałam ostatniej nocy przed powrotem do Londynu, kiedy wyrwał mnie z niego Louis. Ogromna posiadłość, starannie wyryte w drzwiach moje nazwisko i ta uderzająco podobna do mnie kobieta. Za każdym razem zaczynało i kończyło się w tym samym momencie co uprzednio. Nie byłam w stanie racjonalnie tego wytłumaczyć. Harry twierdzi, że sny są zazwyczaj odbiciem lustrzanym naszego życia i najzwyczajniej w świecie nie powinnam się tym martwić, jednak ja byłam innego zdania. Czułam, że zła passa jeszcze się w pełni nie zakończyła. Miałam dziwne wrażenie, że Londyn skrywa przede mną jeszcze kilka tajemnic.
**
Nie spałam. Bałam się, że po raz tysięczny nawiedzi mnie ta sama scena, a ja budząc się z przerażenia nie będę miała do kogo się wtulić, ponieważ Harry nie był w stanie u mnie zostać. Na niedomiar złego, nie mógł wrócić do ich wspólnego domu ze względu na Zayna, więc na czas szukania nowego lokum, postanowił wynająć pokój w hotelu, w którym miała w zwyczaju zatrzymywać się jego rodzona siostra.
Podczas nocnego krzątania się po domu natknęłam się na oprawioną w piękną turkusową okładkę książkę Reginy Brett. „Jesteś cudem” tak wciągnęła mnie w swą treść, że do godziny szóstej miałam przeczytaną każdą pojedynczą stronę. Dzięki niej zaczęłam wierzyć w to, że wszystko jest możliwe, jeżeli tylko wcielimy nasze plany w życie. Pierwszy raz od miesiąca wróciło do mnie pozytywne myślenie.
Podczas gdy brałam prysznic po moim mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zastanawiało mnie, kto o tej porze może już nie spać i sterczeć na wycieraczce. W głębi duszy miałam nadzieję, ze to Nikola, ponieważ niesamowicie mi jej brakowało. Znałyśmy się od zawsze i jej nieobecność odbijała się na moim samopoczuciu. Wiedziałam, że jej osoba byłaby w stanie choć w małym stopniu rozwiać część nieprzyjemności związanych z zaistniałą sytuacją. Byłam gotowa wybaczyć jej wszystko, bez żadnych przeprosin z jej strony,
Jednak gdy udostępniłam wejście do mojej tzw. oazy, zdębiałam. Przede mną stała ta sama kobieta, która od tygodni pojawiała się w moich snach i stała się prawdziwym koszmarem. W pierwszej chwili ogromnie się przeraziłam i już chciałam zatrzaskiwać drzwi, kiedy zatrzymała mnie swoimi słowami.
- Bardzo Cię proszę, zanim mnie stąd wyrzucisz, wysłuchaj tego, co mam do powiedzenia. – ku mojemu zdziwieniu mówiła w moim ojczystym języku, polskim. Jej dłonie trzęsły się niczym galareta, a w głosie wyczułam zdenerwowanie i zażenowanie jednocześnie. Nie odezwałam się. Czekałam na wyjaśnienia.
- Mogę wejść? – Zapytała, a ja gestem dłoni zaprosiłam ją do środka, po czym przymknęłam drzwi i oparłam się o ich zimną framugę.
- Kim pani jest? – Wydusiłam w końcu. Kobieta jedynie rozejrzała się po mieszkaniu i mimowolnie się uśmiechnęła.
- Pięknie tu. Powiedz mi, co sprowadziło Cię aż do Londynu? Czy to Zayn? Do niego wróciłaś? – Otworzyłam szeroko oczy i w pewnej chwili zastanowiłam się, czy to nie urojenia związane z brakiem snu. Uszczypnęłam się w dłoń, aby nie stracić nad sobą kontroli i przerzuciłam burzę mokrych włosów na lewe ramię.
- Nie wiem o czym pani mówi.
- Mieliście się ku sobie, pamiętam. A potem ten tragiczny wypadek. Nigdy nie wybaczę sobie, że do tego dopuściłam.
- Proszę wyjść. – wycedziłam przez zęby i ponownie otworzyłam drzwi.
- Laura, błagam, nie bądź wobec mnie taka chłodna. Po prostu mnie wysłuchaj.
- 5 minut. – syknęłam, choć niezmiernie żałowałam podjętej decyzji. Kobieta przeciągle westchnęła a po jej zaróżowionym policzku popłynęła pojedyncza łza.
- Ja nazywam się Amanda, a ty jesteś moją biologiczną córką.
Każdej nocy pojawia się jeden i ten sam sen, który miałam ostatniej nocy przed powrotem do Londynu, kiedy wyrwał mnie z niego Louis. Ogromna posiadłość, starannie wyryte w drzwiach moje nazwisko i ta uderzająco podobna do mnie kobieta. Za każdym razem zaczynało i kończyło się w tym samym momencie co uprzednio. Nie byłam w stanie racjonalnie tego wytłumaczyć. Harry twierdzi, że sny są zazwyczaj odbiciem lustrzanym naszego życia i najzwyczajniej w świecie nie powinnam się tym martwić, jednak ja byłam innego zdania. Czułam, że zła passa jeszcze się w pełni nie zakończyła. Miałam dziwne wrażenie, że Londyn skrywa przede mną jeszcze kilka tajemnic.
**
Nie spałam. Bałam się, że po raz tysięczny nawiedzi mnie ta sama scena, a ja budząc się z przerażenia nie będę miała do kogo się wtulić, ponieważ Harry nie był w stanie u mnie zostać. Na niedomiar złego, nie mógł wrócić do ich wspólnego domu ze względu na Zayna, więc na czas szukania nowego lokum, postanowił wynająć pokój w hotelu, w którym miała w zwyczaju zatrzymywać się jego rodzona siostra.
Podczas nocnego krzątania się po domu natknęłam się na oprawioną w piękną turkusową okładkę książkę Reginy Brett. „Jesteś cudem” tak wciągnęła mnie w swą treść, że do godziny szóstej miałam przeczytaną każdą pojedynczą stronę. Dzięki niej zaczęłam wierzyć w to, że wszystko jest możliwe, jeżeli tylko wcielimy nasze plany w życie. Pierwszy raz od miesiąca wróciło do mnie pozytywne myślenie.
Podczas gdy brałam prysznic po moim mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zastanawiało mnie, kto o tej porze może już nie spać i sterczeć na wycieraczce. W głębi duszy miałam nadzieję, ze to Nikola, ponieważ niesamowicie mi jej brakowało. Znałyśmy się od zawsze i jej nieobecność odbijała się na moim samopoczuciu. Wiedziałam, że jej osoba byłaby w stanie choć w małym stopniu rozwiać część nieprzyjemności związanych z zaistniałą sytuacją. Byłam gotowa wybaczyć jej wszystko, bez żadnych przeprosin z jej strony,
Jednak gdy udostępniłam wejście do mojej tzw. oazy, zdębiałam. Przede mną stała ta sama kobieta, która od tygodni pojawiała się w moich snach i stała się prawdziwym koszmarem. W pierwszej chwili ogromnie się przeraziłam i już chciałam zatrzaskiwać drzwi, kiedy zatrzymała mnie swoimi słowami.
- Bardzo Cię proszę, zanim mnie stąd wyrzucisz, wysłuchaj tego, co mam do powiedzenia. – ku mojemu zdziwieniu mówiła w moim ojczystym języku, polskim. Jej dłonie trzęsły się niczym galareta, a w głosie wyczułam zdenerwowanie i zażenowanie jednocześnie. Nie odezwałam się. Czekałam na wyjaśnienia.
- Mogę wejść? – Zapytała, a ja gestem dłoni zaprosiłam ją do środka, po czym przymknęłam drzwi i oparłam się o ich zimną framugę.
- Kim pani jest? – Wydusiłam w końcu. Kobieta jedynie rozejrzała się po mieszkaniu i mimowolnie się uśmiechnęła.
- Pięknie tu. Powiedz mi, co sprowadziło Cię aż do Londynu? Czy to Zayn? Do niego wróciłaś? – Otworzyłam szeroko oczy i w pewnej chwili zastanowiłam się, czy to nie urojenia związane z brakiem snu. Uszczypnęłam się w dłoń, aby nie stracić nad sobą kontroli i przerzuciłam burzę mokrych włosów na lewe ramię.
- Nie wiem o czym pani mówi.
- Mieliście się ku sobie, pamiętam. A potem ten tragiczny wypadek. Nigdy nie wybaczę sobie, że do tego dopuściłam.
- Proszę wyjść. – wycedziłam przez zęby i ponownie otworzyłam drzwi.
- Laura, błagam, nie bądź wobec mnie taka chłodna. Po prostu mnie wysłuchaj.
- 5 minut. – syknęłam, choć niezmiernie żałowałam podjętej decyzji. Kobieta przeciągle westchnęła a po jej zaróżowionym policzku popłynęła pojedyncza łza.
- Ja nazywam się Amanda, a ty jesteś moją biologiczną córką.
*~*
Nie mogłam wytrzymać i dodałam nieco wcześniej :P
Tak, jak wspominałam, jest to próba.
Zobaczę ile komentarzy się pojawi i wtedy zdecyduję czy będę kontynuować opowiadanie ;)
Dodam, że mam wieeele atrakcji przygotowanych na tę część.
A niedoinformowanych odsyłam do posta, w którym udostępniłam ZWIASTUN ;)
Xx. Tomlinsonowa
Jeeeeeeeeeeest *.* dziewczyno prawie rok czekałam ! Ale było warto. Strasznie się cieszę na ten rozdział. Co Laura i Hazza robią w Hiszpanii ? Coś mi chyba umknęło. Proszę niech dziewczyny się pogodzą. Przecież Nicola nid zrobiła nic złego :D czekam na kolejny. Weny <3
OdpowiedzUsuńCzekałam i doczekałam się w końcu!!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny x
Jest! Jest! Jest! Nareszcie nowy rozdział! Mam nadzieję, że ta mała liczba komentarzy cię nie zraża, bo piszesz bardzo dobrze! Sorry, że dopiero teraz pisze komentarz, ale byłam na wycieczce i ten tego... :) No i ja cały czas cholernie kibicuje Zayn'owi! Chciałabym, żeby Laura się z nim pogodziła i żeby się zeszli! :D Cały czas nie wiem o co chodzi z matką Laury, ale mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach połapie się o co chodzi! Do następnego, który chciałabym, żeby pojawił się w miarę szybko! :D
OdpowiedzUsuńTina xx